piątek, 27 marca 2015

W malinowym chruśniaku... Yankee Candle - Red Raspberry

   Wzięło mnie dziś na naleśniki i to takie w wersji na słodko, a jak na słodko to z dżemem. Miałam ochotę na malinowy, jednak ten nie wiadomo kiedy wyszedł z lodówki i pocieszyłam się jabłkowym z cynamonem. Niedosyt jednak pozostał, dlatego w kominku wylądował wosk Yankee Candle Red Raspberry.


























    Sama nazwa sugerować by mogła zapach soczystych, lekko cierpkich i kwaśnych świeżych malin. Nic bardziej mylnego, to czym pachnie opisywany wosk doskonale oddaje obrazek. Maliny zakonserwowane są w słodkim, pysznym dżemie przygotowanym w domowym zaciszu przez babcię, czy mamę. Apetyczny i dziewczęcy zapach, doskonale wpisywałby się w sezonowe zapachy Escady, bo jest owocowo i słodko. Podobny wynalazek zaserwowała nam wcześniej firma Kringle, dżem YC pachnie jednak delikatniej i jest słodszy. Emisja i długotrwałość utrzymywania się zapachu w pomieszczeniu nie powalają, 1/4 tarty pachnie w ciągu wypalania jednego tealighta i ani chwili dłużej. Przyjemny zapach, ale nie zapadający w pamięć, dlatego ja malinowego ideału w wosku będę szukać dalej.


sobota, 14 marca 2015

ShinyBox marzec 2015

   Z pudełkami ShinyBox bywa różnie, według moich obserwacji co drugie jest świetne, a co drugie słabsze. Marcowa edycja, zapewne z uwagi na przypadający w tym miesiącu Dzień Kobiet, otrzymała nazwę "Girl on Fire", a kosmetyki w niej zawarte miały podkreślić naszą kobiecość i atrakcyjność. Cóż, lekko to na wyrost, ognień raczej wypalony, ale nie jest tragicznie, tyle, że nazwa nijak ma się do zawartości.

























   Czarno-czerwona kolorystyka pudełka miała podkreślać zmysłowy i zadziorny charakter zawartości, tymczasem najbardziej seksowny okazał się kupon rabatowy na bieliznę Obsessive (którą tak na marginesie mogę polecić za dobrą jakość i fikuśne modele) :D Kolory w rzeczywistości nie są tak wyblakłe jak na moich, robionych nożem do tapet, zdjęciach.

























   W pudełku znajdziemy pięć produktów pełnowymiarowych, z czego jeden jest gratisem oraz jedną miniaturkę. Wciąż nie wiem z którą marką wiązała się podpowiedź przedstawiająca białe paski na niebieskim tle, sporo z nas myślało, że to Relash, który w pudełku jest nieobecny. 

























Mokosh - Biała Glinka. Produkt ten jest w 100% naturalny z najlepszej jakości surowca zgodnego z certyfikatem Ecocert. Cieszy mnie obecność glinki w Shiny, do tej pory używałam tylko gotowych maseczek, które ją zawierały, teraz z przyjemnością pobawię się sama w sporządzanie mikstur na twarz. Liczę, że choć trochę pomoże w oczyszczaniu porów.
23 zł za 200 ml

Delawell - Czysty Olej Awokado 100%. Kolejny naturalny kosmetyk, który mi się spodobał, tym bardziej, że używany od kilku dni olejek Clarins mnie uczula i poleci do śmietnika lub na wymianę.
22 zł za 30 ml
























Etre Belle - Wodoodporna kredka do oczu. Nie wyobrażam sobie wyjścia bez czarnej linii na powiece, więc dobra konturówka zawsze się przyda. Wariant wodoodporny, którego do tej pory nie używałam przyda się na gorące dni, śluby i pogrzeby.
38 zł

Goldwell - Krem do stylizacji włosów Superego Structure Styling Cream. Muszę pogrzebać w necie jak go używać, by nie zrobić sobie krzywdy i faktycznie nadać włosom objętości zamiast je niechcący spłaszczyć. Chyba nawet cieszę się, że to miniaturka, bo jest szansa, że produkt zużyję w całości, poza lakierem sporadycznie używam kosmetyków do stylizacji.
57 zł za 75 ml, w pudełku miniaturka 20 ml



Świt Pharma - Exclusive Cosmetics Skarpetki SPA dla stóp. Liczyłam, na skarpetki złuszczające, a te są pielęgnacyjne. Nie wierzę w cudowne ich działanie zważywszy na fakt, że trzyma się je na stopach pół godziny. Szkoda, że są jednorazowe.
15 zł

Dove - Kostka myjąca. To moje piąte pudełko i czwarte z mydłem, jakby ktoś sugerował, że chodzę niedomyta ;) Dove jest ok, taki produkt zawsze się przyda, a biorąc pod uwagę, że to gratis, nie mam powodu narzekać.
6 zł


   Girl on Fire to jak do tej pory najsłabsze z pudełek, które dostałam. Podobają mi się glinka, olejek i kredka, ale nie na tyle, żebym piszczała z zachwytu, co nie zmienia faktu, że nie przerywam subskrypcji. Z Goldwella wolałabym jakiś inny produkt (poza żelem i pianką do włosów), choć może akurat ten pozytywnie mnie zaskoczy. ShinyBox trzyma poziom jeśli chodzi o odkrywanie nowych marek, wiem, że Etre Belle już była, ale przed listopadem, kiedy to wykupiłam subskrypcję, dlatego dla mnie to nowość. Patrząc na sinusoidalną przemienność zawartości Shiny, pozostaje liczyć, że kwietniowe pudełko znów wywoła zachwyt.


czwartek, 12 marca 2015

Yankee Candle - Angel's Wings

   Zimę mamy już (niemal) za sobą, a ja wyciągnęłam z pudła wosk pasujący bardziej do śnieżnej aury, niż wiosennej łąki. To było nasze drugie spotkanie, pierwsze zakończyło się fiaskiem, ale cieszę się, że Skrzydła Anioła dostały drugą szansę.



























   Zdjęcie na etykietce kojarzy mi się z narzutą z Jyska, a nie ze skrzydłami i właśnie to skojarzenie narzucało mi myśl o zapachu - ocieplaczu, mięciutkim, puchatym i otulającym. Pierwsze topienie Angel's Wings pozbawiło mnie takowych złudzeń, zapach odebrałam jako sztuczny i nijaki. Dziś, przy drugim podejściu było znacznie lepiej. Skrzydła zaskoczyły mnie sypkim kakao, przechodzącym w spożywczą wanilię, nie za słodką i mdłą, bardziej naturalną laską wanilii niż jakąś wariacją na jej temat. Delikatna słodycz wosku Yankee Candle nie ścina z nóg mocą, co w tym przypadku stanowi ogromny atut, ponieważ w intensywniejszej dozie zapach stałby się migrenogenny. Polecam go na leniwe wieczory z kubkiem gorącej czekolady i książką :)


poniedziałek, 9 marca 2015

Denko luty 2015

   Miesiąc nie był długi to i denko niewielkie, tym bardziej, że luty był dla mnie miesiącem zużywania próbek, których nadmiar już mi ciąży. Kosmetyki z saszetek, na które warto moim zdaniem zwrócić uwagę opiszę Wam na końcu tego posta.



























Ciało:



























1 - Palmolive - żel pod prysznic Oriental Beauty Stimulating. Świetny żel pod prysznic o zapachu drzewa sandałowego. Bardzo wydajny, doskonale się pieni, ale minimalnie wysusza. Dla fanek orientalnych zapachów to strzał w dziesiątkę.
5/5

2 - Isana - żel pod prysznic Sanfter Engel. Nijaki i zwykły, najważniejsze, że dobrze myje, ale zapach określany przez producenta jako "anielski" jest delikatnym aromatem kremu, nie urzeka. Nie było mi smutno kiedy się skończył.
2/5

3 - Isana - zmywacz do paznokci bez acetonu. Podtrzymuję: mój nr 1 w swojej kategorii.
5/5

4 - Yves Rocher - krem do rąk Redberies. Krem pochodził z zimowej edycji limitowanej, pachniał faktycznie czerwonymi owocami, głównie malinami i czerwona porzeczką, szybko się wchłaniał w dłonie, ale słabo pielęgnował.
3/5

5 - Organique - peeling do ciała Eternal Gold. Produkt rewelacyjny pod każdym względem, dużo niewielkich, lecz silnie ścierających drobinek, zwarta konsystencja, przyjemny zapach i efekt zmiany peelingu w balsam do ciała pod wpływem wody.
5/5

6 - Bath&Body Works - balsam do ciała Country Chic. Dostałam go w postaci na prawdę dużej odlewki, więc miałam okazję przetestować nie tylko pobieżnie. Urzekł mnie przede wszystkim jego zapach, który rozwija się na skórze na kilku płaszczyznach, podobnie jak perfumy. Dominującą nutę stanowi brzoskwinia z kwiatowym akcentem. Balsam bardzo szybko się wchłania i przyzwoicie nawilża.
4/5

7 - Bath&Body Works - krem do rąk Vanilla Bean Noel. W słoiczku po kremie do oczu YR kryła się odlewka kremu do rąk. Przestraszyłam się, że będzie to ciężka i potwornie słodka wanilia, za jaka nie przepadam. Miło rozczarował mnie aromat wanilii bez dodatkowej dozy cukru, ciepłej, lecz nie mdlącej. Sam krem był gęsty, rewelacyjny w aplikacji i nawilżający na długi czas. Żałuję, że kiedy ostatnio wylądowałam w saloniku BBW, kremów już nie było.
4,5/5

Twarz:

8 - Organic Shop - peeling do twarzy Organic Ginger & Sakura. Na temat tego cukierkowo pachnącego peelingu przeczytacie w TEJ RECENZJI.
4/5

9 - Avon - maseczka Planet Spa Bali Botanica. Maseczka z białą glinką ma za zadanie odświeżyć i oczyścić skórę twarzy. Zapach trawy cytrynowej potęguje efekt odświeżenia, oczyszczenia porów nie zauważyłam, natomiast ciekawa jest kremowa konsystencja maseczki, rzadko spotykana wśród masek z glinką.
4/5

Włosy:


























10 - Marion - mgiełka Termoochrona. Preparat polecany przy prostowaniu włosów i suszeniu ich suszarką. Kilka miesięcy temu wróciłam do prostownicy i mgiełka Marion dobrze chroniła włosy przed działaniem wysokiej temperatury, nie odnotowałam większej ilości suchych i rozdwojonych końcówek, włosy tez nie elektryzowały się nadmiernie. za taka cenę (ok. 6 zł) warto ją kupić.
4/5

11 - Garnier - szampon Ultimate Blends (Ultra Doux) Coconut Oil & Cocoa Butter. Przeciętniak, który przyczynił się do powstania u mnie łupieżu, dodatkowo nieco obciążał włosy. Pachniał przyjemnie, co jednak tylko nieznacznie podnosi jego ocenę.
3/5

12 - Biosilk - jedwab do włosów. Kultowy produkt, który większość z Was pewnie testowała. Milion razy lepszy niż jedwab z Gliss-Kur, którego używam aktualnie, doskonale wygładza, użyty w rozsądnej ilości nie klei włosów w strąki, jego zapach utrzymuje się długo na czuprynie.
5/5

13 - Avon - maska do włosów Miód i Jojoba. Nazwałabym ja raczej odżywką, bo jest lżejsza i mniej treściwa od większości masek, działa również jak odżywka tj. porządnie, ale bez efektu "wow". Włosy po jej użyciu były gładkie i mniej się puszyły i kręciły.
4/5

Miniaturki:

























Fendi - Theorema. Cudowny zapach na jesień i zimę, ciepły, przyprawowy (w stronę cynamonu) i otulający lepiej niż niejeden gruby szal. Trwałość ponadprzeciętna.

The Body Shop - masło Fiji Green Tea. Nowość od TBS, czyli leciutkie masełko pachnące zieloną herbatą. Konsystencja i działanie, jak to zwykle w przypadku tej marki bez zarzutu, natomiast Yves Rocher zaproponował nam na wiosnę ładniejszą zapachowo zielonoherbacianą serię.

Synchroline - Synchrovit face cream. Nawet ciekawy kremik pod względem konsystencji, jednak po tak niewielkiej ilości ciężko mi opisać efekty jego działania.

L'Occitane - krem do rąk z 20% karite. Klasa sama w sobie, krem o bogatej treści, świetnych wchłanianiu i działaniu. Dodatkowy atut to torebkowy format.

Próbki:












































































   Jak już wspomniałam, luty stanowił dla mnie miesiąc zużywania próbek. Miałam ambitny plan zredukowania ich o połowę, który rzecz jasna nie wypalił, ale i tak jestem zadowolona z rezultatu. Opiszę tylko produkty, które mnie zaciekawiły i zachęciły do zakupu pełnowymiarowych opakowań w przyszłości.

Sensilis - Upgrade Lipo Lifting Face Cream. Niewielka ilość tego kremu wystarczyła mi na kilka dni używania, co świadczy korzystnie o jego wydajności. Bardzo dobrze nadawał się pod makijaż i widocznie wygładzał skórę.

Le Petit Marseillias - mleczko do ciała ze słodkim migdałem. Używałam go w podróży, dlatego doceniłam jego szybkie wchłanianie się w skórę, delikatny i przyjemny zapach oraz szybkie ukojenie jakie przynosił.

Podkłady Vichy Areateint oraz Liftactiv Flexilift Teint - nie tworzą efektu maski, ładnie się rozprowadzają i dopasowują do koloru skóry, naturalnie kryją niedoskonałości, są trwałe, a twarz po ich użyciu nie błyszczy.


wtorek, 3 marca 2015

Nowości lutego, czyli kolejny haul zakupowy

   Nie chcę się powtarzać i nudzić, że miał być odwyk i znów nie wyszło, natomiast większość nowych nabytków to efekty promocji, wymian, kontaktów z dobrymi duszyczkami i wizyty w stolicy. Teraz mam zapas kosmetyków na pół roku ;) Zapraszam do oglądania i komentowania.


To wszystko pochodzi z Rossmanna, farba była już konieczna, resztę dorwałam w "cenie na do widzenia".


Zakupy w Douglasie: nowy suchy szampon Batiste, My NY od DKNY, pachnący lakier i puder Revlona oraz gifty w postaci próbajsów i mini deo Puma.


























Zielonoherbaciane nowości z Yves Rocher. Pachną wg mnie ładniej niż mająca się wkrótce pojawić linia Fiji Green Tea z The Body Shop.


























Zapewne część z Was również odebrała miniaturowe kremy do rąk z L'Occitane. Ich regularna cena nieco mnie przeraża, ale są świetne, błyskawicznie się wchłaniają i nawilżają na długo. Rozmiar idealny do torebki.

























Drobne zamówienie z katalogu Avon - szara kredka do oczu i perfumetka Parisian Chic.

























Zakupy w Warszawskim The Body Shop to same miniaturki, w tym masło arganowe, balsam Mango, woda Japanese Cherry Blossom i próbka najnowszego masła z zielona herbatą.

























Wyjeżdżając do stolicy na szkolenie najbardziej napaliłam się na wizytę w Bath&Body Works, do której o mały włos by nie doszło. Udało się jednak zrealizować plan i salon opuściłam z mini balsamami do ciała, żelami antybakteryjnymi i mydełkami w piance, mgiełka została kupiona już na Allegro.


























Prezenty od kochanej mojej Hasi. Dzięki Niej zetknęłam się po raz pierwszy z B&BW i Village Candle. W słoiczku YR znajduje się treściwy i śliczniepachnący krem do rąk B&BW.