środa, 30 kwietnia 2014

Kwietniowe nabytki

   Miałam dziś robić swatche jakiegoś lakieru do paznokci, ale deszcz pada co chwilę i nie mam odpowiedniego światła, dlatego dziś podsumowanie nabytków z kwietnia.






   Nie mogąc zdecydować się w Rossmannie na jeden żel z nowej serii Luksji, kupiłam od razu trzy, nie ominęłam także sklepiku Yves Rocher, akurat kończył mi się peeling ;)




 
   To już efekty kolejnej wizyty w Rossmannie, okazja była, bo promocja -49% nie zdarza się często.

 
   W tym miesiącu ograniczyłam się z zakupami katalogowymi, skończyło się na odżywce do włosów (swoją drogą całkiem niezłej) i żelu pod prysznic z Avonu.

Jak wyglądały Wasze kosmetyczne zakupy w tym miesiącu?

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Mandarynkowy basiliszek żelowy od Original Source

   Dziś o drugim z bliźniaków, które przyszły na świat zrodzone z matki Original Source. Jakiś czas temu pisałam o kiepskim żelu pod prysznic Raspberry & Cocoa, który wchodził w skład sezonowej edycji limitowanej. Wraz z nim pojawił się wariant Mandarin & Basil.



   Żel umieszczony jest w standardowej dla Original Source plastikowej butelce zamykanej na klapkę. W otworku znajduje się gumowa membrana, zapobiegająca wylewaniu się nadmiernej ilości żelu. Etykieta bardzo ładna, z dłońmi pokrytymi hinduską henną (moja dłoń 2 tygodnie temu też tak wyglądała ;) ), a nad nimi widać afrykańskie wzory.


    "Indyjskie mandarynki i afrykańska bazylia to duet o szerokim polu rażenia w walce z codzienną rutyną"

   Konsystencja niestety przypomina tą, na którą narzekałam przy opisywaniu jego malinowo - kakaowego brata, glutowata i zbita, co jednak nie przeszkadza w użytkowaniu za specjalnie. Żel świetnie się pieni i jest bardziej wydajny niż wspominany braciszek z limitki. 

   Co do działania: produkt ten nie wysusza skóry, jak już wspomniałam bardzo dobrze się pieni, pozostawiając skórę świeżą i czystą, czyli robi to, co każdy porządny żel robić powinien.






   Na koniec zapach. Tutaj mam pewien problem, otóż oczekiwałam świeżej, soczystej i pysznej mandarynki z dodatkiem ziołowej nutki, natomiast dostałam mandarynkę leżącą długo w lodówce, której nikt nie chce zjeść poza pleśnią, która z resztą już się do niej dobiera. Na szczęście bazylia trochę "zasłania" zleżałą mandarynkę i odnoszę wrażenie, że jakby dodać mozarellę, pomidory i oliwę to kąpałabym się w caprese. Lubię caprese, więc nie mam nic przeciwko ;) Zapach nie jest zły, jest trochę... dziwny i to wszystko. Mi się nawet podoba, ale szału nie ma.

Tutaj skład:






















Lubicie żele Original Source?

sobota, 26 kwietnia 2014

Yankee Candle - Oceanside

   Pogoda w kratkę i nastrój w kratkę, dlatego zapach w domu też miał być w kratkę. Coś chłodnego z czymś ciepłym, słone i słodkie razem. Padło na Oceanside z Yankee Candle.


   Niech nie zmyli Was nazwa, zapach nie jest typowym morskim świeżakiem. To odrobina pudru wygrzana w słońcu, wymieszana z ciepłym piaskiem, przedmuchana oceaniczną bryzą. Zapach zaliczyłabym do piżmowych, czuję w nim też jakieś drewno. Trochę w nim Sun&Sand, trochę Coastal Waters, jednak brakuje mu mocy obydwu. Bo jakby nie określić Oceanside, na pewno ciężko go nazwać intensywnym. Czułam go właściwie tylko przez pierwszą godzinę, aby go recenzować musiałam stać z nosem nad kominkiem. Zapach jest całkiem ładny, ale niczego nie urywa, a przez słabą "nośność" nie kupię go ponownie.


wtorek, 22 kwietnia 2014

Polowanie w Rossmannie

   Hejka!

Pewnie już wiecie o nowej akcji promocyjnej w Rossmannie. Do tej pory olbrzymią popularnością cieszyły się promocje -40% na makijaż, organizowane 2-3 razy w roku. Zawsze miałam pecha, bo albo nie mogłam dopchać się do szaf, albo szafy były już puste gdy docierałam do sklepu.

Tym razem akcja jeszcze lepsza! Upust wynosi 49%, a wyprzedaż podzielona jest na 3 tygodnie:
22 - 27.04 twarz: pudry, korektory, róże, podkłady
28.04 - 4.05 oczy: tusze, cienie, kredki, eyelinery
05 - 11.05 usta i paznokcie: szminki, kredki, lakiery

Czekam niecierpliwie na maj, bo chciałam kupić 2 pomadki Maybelline Colour Whisper, doszłam jednak do wniosku, że coś na twarz też mi się przyda i oto efekt:







Kupiłyście coś lub zamierzacie to zrobić w tym tygodniu? Może czekacie na późniejsze promocje?


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Party Lite - Hebanowy Oud

   Zapach agaru szturmem podbił rynek perfumeryjny, oudowe pachnidła pojawiają się wciąż jak grzyby po deszczu, oudowego flankera doczekało się kilka kultowych zapachów. Po raz pierwszy jednak natknęłam się na oud w świecie wosków i świec.

 
   Jeszcze do niedawna nie słyszałam o firmie Party Lite. Za sprawą Dobrego Duszka trafiły do mnie trzy próbasy ich wosków. W celu zdobycia informacji poszukałam trochę w necie i dowiedziałam się, że PL jest firmą amerykańską, obecną na naszym rynku od 2009 r. i prowadzącą sprzedaż bezpośrednią (coś jak Avon, czy Oriflame). Przejrzałam katalog, zapachy wydają się być interesujące, natomiast ceny wosków nieco zwaliły mnie z nóg. Jedne strony podają 39 zł, inne aż 79 zł! Faktem jest, że woski Party Lite są sporo większe od tych z Yankee Candle.

    Oud, znany też jako agar, to drewno różnych gatunków drzew z gatunku Aquilaria, bogate w aromatyczne żywice. Wiki podaje, że oud to alkoholowy destylat agaru.

   W katalogu wyczytałam: "Hebanowy oud hipnotyzuje zmysły mistycznymi nutami drewna i przypraw, opowiadającymi o odległych lądach", a sam zapach umieszczony został w kategorii "Ziołowe i leśne". Moim zdaniem zapach jest wytworny, elegancki i doskonale nadawałby się do drogiego butiku. Ma styl wyszukanych perfum (chętnie bym takie kupiła). Jest lekko słodkawy, drzewny, a jak dla mnie narkotyczny, idący w kierunku Opium (chodzi mi o perfumy, zapachu czystego opium nie znam). Śmiało mogę napisać, że to jeden z najlepszych "woskowych" zapachów jakie poznałam, a znam ich od groma!

   Jedyne małe rozczarowanie to intensywność. Próbka jest odpowiednikiem ok. 1/4 tarty Yankee, czyli porcji, którą zazwyczaj umieszczam w kominku. Aromat czuć jedynie w moim malutkim pokoju, nie roznosi się i nie powala mocą. Szkoda, bo zapach jest przepiękny. Pachnie jednak bardzo długo, pod tak niewielką porcją wypaliłam 3,5 tealight'a i dopiero zapach stał się niewyczuwalny.

   Nie znam osobiście żadnej konsultantki tej firmy, widziałam jednak kilka produktów dostępnych na allegro oraz ebay'u. Czy warto? Jak najbardziej tak! Przynajmniej jeśli chodzi o Hebanowy Oud. Nie jest może intensywny, ale długotrwałości nie można mu odmówić, a zapach ma powalający :)


sobota, 19 kwietnia 2014

Farmona - Szarlotkowe masło do ciała

   Masełko to trafiło do mnie trochę przypadkowo. Szukałam w sklepie piernikowego balsamu Farmony, a że owego nie znalazłam, złapałam masło kawowe z tej samej serii (mowa o Sweet Secret), którego zapach spodobał się mojej mamie. Obok leżało jeszcze szarlotkowe, więc postanowiłam powąchać je "przy okazji". To było TO! Kawowe mazidło wróciło na półkę, z której zeszło, a ostatecznie do kasy powędrowałam z "jabłecznikiem".


   "Słodka uczta dla ciała i zmysłów"

   Masełko znajduje się w plastikowym słoiku, zawierającym 225 ml produktu, szata graficzna charakterystyczna dla całej serii Sweet Secret, tym razem ze zdjęciem kawałka szarlotki z bitą śmietaną, jabłek i lasek cynamonu.
   Według informacji na opakowaniu produkt powstał na bazie ekstraktu z jabłka, olejku cynamonowego i protein mlecznych.
 



    Masło ma wręcz idealną konsystencję, zbitą i zwartą, aksamitną, ale wsmarowuje się doskonale, nie pozostawiając na skórze tłustego filmu, choć lepiej trochę poczekać, aż dobrze się wchłonie. Może się wydawać ciężkawe, a użyte w nadmiarze da uczucie lepkości, dlatego nie powinno się przesadzać z aplikowaną ilością, tym bardziej, że naprawdę wystarczy niewiele smarowidełka by zapewnić skórze uczucie komfortu.










 
   Czy produkt spełnia swoje zadanie? Zdecydowanie tak. Świetnie radzi sobie z sucha skórą ramion, łokci i kolan, uczucie nawilżenia jest odczuwalne jeszcze długo po użyciu masła, likwiduje uczucie ściągnięcia. Obawiałam się, że przez ciężką konsystencje będzie zapychało pory i na dekolcie pojawią się nieładne niespodzianki jak po niektórych preparatach tego typu, na szczęście nic takiego nie miało miejsca.

   Teraz wisienka na torcie: zapach! Ten jest doprawdy obłędny. Myślałam, że zdominuje go cynamon, którego olejek lubi podrażnić mi skórę, wtedy wszystko mnie szczypie a kosmetyk ląduje w koszu. Owszem, jest tu cynamon, jednak prym w zapachu wiedzie słodkie jabłko jak w marmoladzie, położone na kruchym cieście i tylko oprószone cynamonem. Bitej śmietany niestety nie wyczuwam. Aromat nie jest na tyle intensywny, żeby wywołać mdłości lub bóle głowy, ale trzyma się na skórze długo i wytrwale. Trzeba silnej woli, żeby nie wylizać słoiczka ;)

   To jak bardzo polubiłam ten produkt widać po tym, jak szybko mi go ubywa. W kolejce za nim stoją jeszcze dwa inne, istnieje jednak przypuszczenie, że do kolejki wryją się inne warianty maseł Farmony :)


Z racji, że przeżywamy teraz okres Wielkanocy, chciałabym Wam wszystkim życzyć zdrowych, spokojnych, fantastycznych Świąt, smacznej święconki oraz megamokrego Dyngusa!



piątek, 18 kwietnia 2014

Zajączek ;)

   Przykicał dziś do mnie Wielkanocny Zajączek, przynosząc w łapkach takie cuda:






  
   Wszystko pięknie pachnące! Próbki nieznanych mi dotąd wosków Party Lite (non stop wsadzam nos we Włoskie wybrzeże), które pewnie kiedyś zrecenzuję, próbki w większości niszowych perfum (zakochałam się w Amour Nocturne) oraz coś z mainstream'u, a do tego przemiły akcent w postaci świątecznej kartki. Tak dawno nie wysyłałam i nie dostawałam kartek z życzeniami na Święta, bo zostały wyparte przez życzenia składane telefonicznie i smsy, że aż się do niej uśmiechnęłam. Pięknie dziękuję Hasi :*


wtorek, 15 kwietnia 2014

Pozłacane g* : Avon - Oczyszczająco-ujędrniający peeling do ciała z ekstraktem kolumbijskiej kawy

   Zazwyczaj piszę o posiadanych kosmetykach pozytywnie, może mam do nich dużo szczęścia, a może mam małe wymagania. O tym kosmetyku wyjątkowo nie potrafię napisać nic dobrego, poza tym, że ma całkiem ładne i poręczne opakowanie. A to Ci BUBEL!


























   Oto peeling Avon z linii Planet Spa Fantastically Firming z ekstraktem kolumbijskiej kawy. Peeling w ilości 200 ml znajduje się w brązowej, matowej tubie z miękkiego plastiku, zaopatrzonej w wygodną klapkę. 


























   Preparat ma pomagać w ujędrnianiu skóry, ale oczywiście podstawową jego funkcja jest oczyszczanie i złuszczanie martwego naskórka. Tu pojawia się problem. Drobinki są maleńkie, drobniutkie i nie czuję w ogóle podczas stosowania peelingu pod prysznicem żeby masowały i ścierały skórę. Bardziej przypomina kiepskiej jakości wygładzający żel pod prysznic niż porządny peeling. 
   Wygląda niezbyt estetycznie, jest ciemno-brązowy z drobnym, złotym brokatem i kojarzy mi się wyłącznie z pozłacanym g****m (uwierzcie, nie chciałam być wulgarna, ale zawsze kiedy na niego patrzę nasuwa mi się to skojarzenie). Na domiar złego ten koszmarek brudzi wszystko, co znajdzie się w jego zasięgu: kabina prysznicowa brudna, ręcznik brudny, mam wrażenie, że brudzi nawet ciało.





















   Zamówiłam tego cudaka, gdyż liczyłam na piękny zapach aromatycznej kawy. Peeling Avonu koło kawy nawet nie leżał. Ciężko mi opisać jego zapach, jest kwiatowy z domieszką czegoś zielonego, jakby rozgniecionej łodygi roślinnej. Zły nie jest, ale to miała być kawa!
   Jednym słowem już dawno żaden kosmetyk mnie tak nie rozczarował. Nigdy nie spodziewam się po Avonie fajerwerków (choć ma kilka perełek, jak ukochane żele Senses), ale peeling zawiódł po całości. W Planet Spa znajdują się dość dobre kosmetyki, ten wybitnie się nie udał i dodatkowo zraził mnie do całej serii z kawą (jest! na ostatnim miejscu w składzie :P ).

























Serdecznie odradzam :)

sobota, 12 kwietnia 2014

Śródziemnomorskie klimaty: Busy Bee - Capri

   W końcu znalazłam chwilkę, aby coś naskrobać. Ostatnio bardzo zaniedbuję bloga, bo szukam autka i to zajmuje mi większość czasu :/ Aby się odstresować po dotychczasowych niepowodzeniach, jak co weekend, odpaliłam coś nowego.







   Wspominałam już Wam o woskach sojowych marki Busy Bee w poście opisującym zapach SNUGGLES. Ponownie mamy do czynienia z miękką kostką, niewiele mniejszą od tarty Yankee Candle, którą można wykorzystać do wsmarowania w ciało.

   Capri to zapach świeży, cytrusowo-zielony, ja czuję w nim głównie cytrynę, bergamotę i melisę, co oznacza, że mój nos rejestruje inne nuty niż nos w laboratoriach producenta, który deklaruje grejpfruta, osmanthusa i rzeżuchę wodną (cokolwiek by to nie było i jakkolwiek by pachniało) oraz różę, jaśmin, porzeczkę, żywicę, a nawet mirrę (!). Mi początkowo mocno skojarzył się z rośliną, którą w dzieciństwie nazywano u mnie "anginką", czyli Geranium (musiałam pogrzebać w necie, bo umknęła mi fachowa nazwa). Wosk świetnie się nadaje do palenia w leniwe, słoneczne popołudnie, kiedy słupek termometru podskakuje do 15 stopni i powyżej. Zamykasz oczy, uruchamiasz wyobraźnię i przenosisz się na włoska wyspę ;)
   Co do intensywności, niesie się trochę słabiej niż Snuggles, ale i tak jest mocny i wyczuwalny od progu.

Do kupienia oczywiście na aromatella.pl (ostatnio wrzucili kilka nowości Busy Bee, które już mnie korcą), w cenie 7 zł.


sobota, 5 kwietnia 2014

Denko marzec 2014

   Tym razem nieco spóźnione denko. Jestem zaskoczona ile kosmetyków udało mi się zużyć w tym miesiącu. Zapraszam na mini-recenzje.

































Ciało:


1 - Neutrogena - skoncentrowany krem do rąk. Miałam ten krem bardzo długo ze względu na to, że ma on formę koncentratu i wystarczy odrobina aby wysmarować dokładnie dłonie. Zimowy zbawiciel, świetny do spierzchniętej skóry. Nie podobał mi się jego parafinowy zapach i fakt, że długo się wchłaniał, jednak wybaczam mu to w zamian za działanie.
4/5

2 - Yves Rocher - Cocoa & Raspberry mleczko do ciała. Przyjemne, cudnie pachnące mleczko, zużyłam z czystą przyjemnością. Do bardzo wysuszonej skóry produkt będzie za słaby, normalną nawilża znoście, szybko się wchłania i nie lepi na skórze. Więcej w RECENZJI .
4/5

3 - Dove - Deeply Nourishing odżywczy żel pod prysznic. Nie rozumiem fenomenu tego żelu, z Dove wolę kokosowy czy śliwkowy. Drażnił mnie jego mydlany, wiercący w nosie zapach. Słabo się pienił i wcale nie był wydajny. Plus: dobrze nawilżał.
2,5/5

4 - Ziaja - Intima płyn do higieny intymnej z kwasem askorbinowym. Mój ulubiony. Robi co trzeba, jest szalenie wydajny i taniutki.
5/5

5 - Ziaja - Kremowe mydło pod prysznic z jedwabiem. Ziaja robi świetne mydła pod prysznic i do kąpieli. To pięknie pachnie, dobrze pielęgnuje skórę, nie wysusza, jest wydajne, a kąpiel z nim to przyjemność. Więcej TUTAJ
4,5/5

6 - Stara Mydlarnia - masło do ciała Bergamot & Kumquat. Jedno z najlepszych masełek jakie miałam przyjemność używać. Bardzo dobrze nawilżało i regenerowało skórę, mój nieodzowny towarzysz w mroźne dni. Piękny, cytrusowo-gorzki zapach. Recenzja TUTAJ .

7 - Isana - dezodorant w kulce Aloe Vera. Stosowałam go tylko na noc i "po domu" dlatego nie mogę oceniać jego działania w warunkach zwiększonego stresu, czy wysokiej temperatury. W normalnych warunkach jest w porządku, daje uczucie świeżości i nie podrażnia skóry ogolonych pach. Dość długo wysycha, jak to kulka, na co dzień wolę sztyfty.
4/5

8 - Avon - Planet Spa peeling co ciała z oliwą z oliwek i kwiatem pomarańczy. Drobinki ścierające ma malutkie, ale jest ich dużo, zanurzone są w gęstym żelu i porządnie ścierają. zapach - cud. Kto lubi kwiat pomarańczy będzie zadowolony. Peeling jest delikatny i skuteczny. Wolę jednak grubsze ziarna.
4/5

9 - Yves Rocher - krem do rąk Miód & Muesli Bio. Chociaż długo się wchłaniał i tak go lubiłam. Ma naturalny skład i fantastyczny zapach. Konkretnie nawilża i odżywia. Odsyłam do RECENZJI .
4/5

Twarz:


10 - Eucerin - DermatoCLEAN dwufazowy płyn do demakijażu oczu. Mocno się zawiodłam na tym produkcie. Słabo zmywał i ubywało go w nierównych proporcjach. Tu RECENZJA .

11 - Avon Naturals Herbal - tonik Dzika Róża i Aloes. Zamówiłam, gdy przeczytałam, że zawiera kwasy AHA, a akurat potrzebowałam czegoś do złuszczania. Nie zauważyłam żadnych efektów poza wysuszeniem skóry (tonik z alkoholem). Całkiem ładnie pachnie i jest wydajny.
3/5

12 - Oriflame - krem pod oczy Optimals Seeing is Believing. "Wszystkorobiący" krem, który robi niewiele. Owszem, okolice oczu nawilża bardzo dobrze, przynosi uczucie komfortu, nie zmniejsza natomiast worków i cieni pod oczami. Nie podrażnia i jest wydajny.
3/5

Włosy:


13 - Batiste - Suchy szampon XXL Volume. Kultowy już suchy szampon, mój w wersji z lakierem do włosów. Nie zauważyłam spektakularnej objętości po jego użyciu, w dodatku bardzo bieli dlatego lepiej nadaje się do jasnych włosów. Co do odświeżania nie mam żadnych zarzutów, wiadomo, że mycia głowy nie zastąpi, ale doraźnie daje radę. Dodatkowy plus za piękny, pudrowy zapach.
4/5

14 - L'Oreal Elseve - odżywka Fibralogy. O serii Ekspansja Gęstości pisałam już TU . Szampon jest rewelacyjny, odżywka to raczej zwyklak, aczkolwiek włosy po jej użyciu dobrze się rozczesują i układają, są miękkie w dotyku lecz nieco suche.
3,5/5

Makijaż i zapachy:


15 - Avon - błyszczyk Glazewear. Mój był w kolorze Pink Watermelon, czyli intensywny i bardzo dziewczęcy chłodny róż. O tym jak go lubię może świadczyć fakt, że mam już kolejne opakowanie. Niedawno zmienili mu design, karta kolorów również uległa zmianie, ten kolor natomiast pozostał w ofercie. Błyszczyk nie klei się, jest dobrze napigmentowany i długo się utrzymuje.
4,5/5

16 - Avon - woda toaletowa Secret Fantasy Star. Milutka perfumetka, zapach słodki i infantylny, dobry na chwilową poprawę humoru w pochmurny dzień. Coś w klimacie Flowerbomb. Niestety zapach niezbyt trwały, ale tak to bywa z Avonem.
3,5/5