piątek, 31 października 2014

Co przyniósł początek jesieni - październikowy haul zakupowy

   Rety, dawno nie miałam tak "bezpłodnego" miesiąca, jakim był ten przeklęty październik. Świetnie, że się już kończy, bo to najgorszy (owszem, jestem przekonana, że listopad i grudzień MUSZĄ być lepsze ;) ) miesiąc tego roku. Miałam przystopować z zakupami, ale przenoszę to postanowienie na listopad (wyjątkiem będą zakupy nowych świątecznych kolekcji w Yves Rocher), szafka z zapasami już się nie domyka, a ja jeszcze dziś w Biedrze dorwałam i zaopiekowałam się kolejnym żelem pod prysznic (którego zapomniałam obfocić). Zapraszam do oglądania.





Na początek samotny jeździec z apteki - krem na noc z kwasem migdałowym od Pharmaceris, od dawna chciałam go mieć.


Katalogowe pierdoły z Avonu to już u mnie tradycja ;) Najbardziej jestem ciekawa jak sprawdzi się podwójny krem do okolic oczu. Maseczka w każdym razie jest całkiem fajna i nie uczula, co często mi się zdarza po użyciu katalogowych maseczek.


Jupi! Peelingi, czyli to co Asiek lubi najbardziej. Te z Aquoliny mają obłędne zapachy arbuza i migdałów, za to solny z Perfecty mocno zdziera naskórek.


Wystarczyły Dni VIP w Sephorze i spełniłam swoje ostatnie marzenie tj. zapach Narciso od Narciso Rodrigueza. Przypominał mi nieco ocieploną wersję ukochanej Bottegi Venety, dlatego stał się dla mnie Must Have tej jesionki :) Do tego poprosiłam o próbasa podkładu Diorskin Star, który daje ładny efekt rozświetlenia, ale przy cerze bez większych skaz.


Wielki nalot Garniera - zapas szamponów i odżywek do końca roku plus antyperspiranty w kremie, efekt wymiany.

czwartek, 23 października 2014

Yves Rocher - Peelingujący żel pod prysznic Truskawka

   Lato, jak każdy widzi, mamy już dawno za sobą. Nieco zatęskniłam za aromatem świeżych i soczystych owoców z ogrodu, a orzeźwiające kosmetyki zastąpiły mi te o rozgrzewających zapachach np. cynamonu. Rozpaczliwie poszukując peelingu idealnego, trafiłam w saloniku Yves Rocher na serię owocowych peelingów pod prysznic. Zdecydowałam się na polecaną przez blogerki wersję z truskawką. Zobaczcie co wyszło z tego zakupu.


   Peeling wchodzi w skład linii Plaisirs Nature, oprócz Truskawki znajdziecie w niej Jeżynę, Brzoskwinię, Wanilię i Malinę, choć podobno właśnie ten posiadany przeze mnie wariant cieszy się największą popularnością.


   Opakowanie dla kosmetyku stanowi plastikowa, miękka tuba, zamykana klapką. Jej pojemność to 200 ml, więc całkiem sporo jak na peeling i w sam raz jak na żel pod prysznic. Na etykiecie wzrok wabią apetyczne truskawki, choć nie jestem pewna, czy to nie poziomki (na tym nie koniec poziomkowych akcentów, ale o tym zaraz).
 

   Nie wiedzieć dlaczego, obawiałam się rzadszej, wodnistej konsystencji, może przez to, że już pod światło widać, że drobinek w żelu jest mało i są one niewielkie. Okazuje się, że owe drobinki to nic innego jak pesteczki znajdujące się na truskawkach, które niekoniecznie fajnie mieć za zębami, ale jak się okazuje potrafią spełniać pożyteczne funkcje. 


   Żel bardzo dobrze się pieni, problem w tym, że jak dla mnie to typowy ŻEL, a nie peeling. Nadaje się on do stosowania na co dzień pod prysznicem czy w wannie, nie podrażnia, bo nie ma czym, drobinki są tak malutkie, że nie zauważyłam po jego zastosowaniu szczególnego wygładzenia skóry i zostanę przy typowych, mocnych zdzierakach. Ten kosmetyk to taki czasoumilacz, również ze względu na zapach, który nie jest truskawkowy, a... poziomkowy (pisałam, że do poziomek jeszcze wrócę) i jest najmocniejszym punktem w przypadku tego produktu. Zapach bardzo kojarzy się z letnimi, słonecznymi dniami, których w naszym kraju jak zwykle za mało, nie jest sztuczny i przesłodzony.

   Moja tuba poleciała w świat, nowa użytkowniczka podobno zadowolona i całe szczęście, bo miałabym wyrzuty sumienia, że jej ten żel wcisnęłam :) Jeśli ktoś nie oczekuje po nim efektu supergładkiej skóry, a po prostu fajnego, pachnącego żelu do mycia, będzie zadowolony, dla wielbicielek mocnych peelingów (ja to chyba w ogóle powinnam przerzucić się na papier ścierny), jego działanie okaże się za słabe.

Na koniec skład:

i wygląd żelu "pod światło":




poniedziałek, 6 października 2014

Wojny opiumowe... Yves Saint Laurent - Black Opium

   Chciałabym bardzo opisując ten zapach wrócić do czasów kolonialnych, gdy ludzie na wielu kontynentach (choć ja i tak przed oczami mam Azję) odurzali się opium. U mnie jednak najnowsza wersja Opium nie wywołała odlotów, choć było z nią całkiem przyjemnie przez kilka godzin.


   Miałam ogromne oczekiwania wobec tego zapachu gdy tylko zobaczyłam jego zapowiedź, głównie dzięki wymienionymi w składzie białymi kwiatami (jaśmin i kwiat pomarańczy kocham) i kawie. Dlaczego mój nos odziera te perfumy z wyżej wymienionych składników??? Czy może w ogóle ich tam nie ma. Na mnie Black Opium to mieszanka wanilii takiej, jak w innym zapachu YSL - Manifesto z pralinkową słodyczą La Vie Est Belle od Lancome. Swoją drogą ostatnimi czasy wszystkie słodkie perfumy wrzuca się do jednego worka z LVEB :) Widziałam też porównania BO do Si Armaniego, ale Si do tej pory nie miałam okazji poznać. Jak widać Black Opium to zapach przyjemny, lecz wtórny i mało oryginalny. Brak mi w nim orientalnych klimatów klasyka, jest stricte gourmand. Tak bardzo na niego czekałam, a teraz czuję gorycz, bo nie tak to miało być. Na pewno spodoba się fankom Flowerbomb i innych słodziaków. Ja także troszkę go polubiłam, ale miłości z tego nie będzie, ba, nawet do zauroczenia daleko temu uczuciu.

   Jak na dość mocny zapach, nie powala on trwałością. Po czterech godzinach właściwie już go na sobie nie czułam i do opisu potrzebna mi była ponowna jego aplikacja. Flakonik ładny, w stylu odnowionych Opium, choć przez ten brokat nieco kiczowaty. Ja tam jestem fanatyczką ciężkiego szkła jak u Bottegi Venety (zarówno klasyk jak i nowy zapach Knot).


zdjęcia:
http://www.trendhunter.com/trends/ysl-black-opium-2014
http://www.getthegloss.com/

niedziela, 5 października 2014

Denko wrzesień 2014

    Kolejny raz ociągałam się z denkiem aż do weekendu, w tygodniu jakoś ciężko znaleźć mi czas na napisanie dłuższego posta. Aby nie przynudzać, przejdę od razu do prezentacji wrześniowych zużyć.





Higiena ciała:

























1 - Isana - żel pod prysznic Orange & Grapefruit. Letnia edycja limitowana popularnego żelu Isana, tym razem o zapachu pomarańczy i grejpfruta z dodatkiem olejki pomarańczowego. Żel miał super konsystencję, myślę, że przez tenże właśnie olejek w składzie. Zapach superożeźwiający.
4/5

2 - Yves Rocher - Jardins du Monde Grapefruit from Florida. Kolejny żel pachnący grejpfrutem :) Ten ma zapach bardziej soczysty i intensywny niż ten z Isany, ale niestety tylko w buteleczce, po spienieniu na skórze nie czuć już prawie nic. Żel fajnie się pieni, ale jest małowydajny.
4/5

3 - Isana - mydło w płynie Copacabana. Kolejna letnia limitowanka od Isany i o ile żel był ciekawy, to mydło było delikatnie rzecz ujmując średniawe. Konsystencja i wydajność na plus, natomiast zapowiadany zapach mango i kokosa to chemiczna woń gnijącej kokosowej łupiny. Szkoda, bo etykietka taka śliczna.
2,5/5

4 - Avon - Senses żel pod prysznic Moodtherapy Energising. Początkowo pomyślałam, że to kosmetyk raczej dla panów z uwagi na zapach i kolor, mimo to pokochałam ten eukaliptusowy zastrzyk energii. Doskonały rano, budzi lepiej niż kawa, ale kończy się z nim dzień równie miło. Pieni się bez zarzutu, nie wysusza nadmiernie skóry i jest wydajny.
5/5

5 - Avon - antyperspirant Dry & Pure. Jeśli chodzi o antyperspiranty to preferuję sztyfty, kulki używam tylko na noc. Ta z Avonu miała ładny, delikatny zapach kwiatu lotosu i rzeczywiście działała, bo nie budziłam się z wilgotnymi pachami nawet w środku lata. Nie wiem jak działa w warunkach zwiększonego stresu, czy w czasie wysiłku fizycznego. Zamówiłam właśnie inny wariant - z kwiatem wiśni.
4,5/5

Pielęgnacja ciała:

6 -  Perfecta Spa - Cukrowy peeling do ciała Lody Melba. W porównaniu do Pinacolady ten wariant może się schować. Właściwie, to może się schować przy większości peelingów, ponieważ mocno mnie rozczarował swoim zapachem i konsystencją. Ta glicerynowa bomba jest znacznie bardziej tłusta niż wspomniana Pinacolada Perfecty, a jej zapach to mdła cytryna z cukrem waniliowym (nie mylić z wanilią).
2/5

7 - Dove - Essential Nourishment mleczko do ciała. Mleczko to polecane jest do skóry suchej, mocno i trwale nawilża, zostawia tłustawy film, ale nie dający uczucia dyskomfortu. Szczerze mówiąc podchodziłam do tego mleczka sceptycznie, bo miałam kiedyś ogórkowe od Dove i było beznadziejne, jednak to okazało się bardzo dobre.Zapach ma kremowy, typowy dla marki.

8 - The Body Shop - masło do ciała Moringa. Spodobała mi się jego konsystencja, bardzo gęsta i zbita, jak jakiś Lurpak, czy Osełka Górska ;) Rozpływa się pod wpływem ciepła dłoni i aksamitnie rozprowadza po ciele. Zapach Moringa to zapach drzew kwitnących wczesna wiosną. To malutkie masełko pozostawi miłe wspomnienia.
4/5

Twarz:

9 - Yves Rocher - peeling Sebo Vegetal. Na temat tego peelingu pisałam obszerniej TUTAJ. Wciąż uważam, że świetnie się sprawdzał.
4/5

10 - Avon - Naturals żel do mycia twarzy Glistnik i Woda Źródlana. Totalna masakra. Po myciu nie mogłam otworzyć oczu, bo to cholerstwo dostawało się w każdą szczelinę między nimi i niemiłosiernie szczypało. Zapach neutralny, konsystencja ok, ale przez to pieczenie już nigdy po niego nie sięgnę.
1,5/5

11 - Isis Pharma - Teen Derm K. Rewelacyjny krem z kwasami, żałuję, że miałam niepełną tubkę, ale nawet taka ilość (mniej niż 1/3) przyniosła szybko zauważalne efekty. Przede wszystkim zmniejszył ilość grudek podskórnych, a pory stały się mniej widoczne. Krem ma specyficzny zapach, który nie wszystkim (a nawet mało komu) przypadnie do gustu, ale idzie się przyzwyczaić. Gdyby nie fakt, że kupiłam na noc Pharmaceris z kwasami, z pewnością zdecydowałabym się na pełną wersję tego produktu.
5/5

Włosy:

12 - Pantene Pro-V - odżywka Gęste i Mocne. Nic specjalnego, cudów z moimi włosami nie zrobiła, a do tego okropnie pachniała. Więcej nie kupię.
3/5

13 - Facelle - żel do higieny intymnej z aloesem. Jego obecność w kategorii "Włosy" to nie przypadek, zachęcona opiniami na blogach o jego świetnym działaniu jako szamponu, musiałam i ja wypróbować go do mycia włosów. Początkowo nie mogłam przywyknąć do kiepskiego pienienia się (miałam wówczas długie włosy), z czasem przestało być to mankamentem. Włosy po nim były lekkie i błyszczące, długo zachowywały świeżość. Wróciłam jednak do ukochanej Welli :)
4/5

Paznokcie i zapach:

14 - Isana - zmywacz do paznokci bez acetonu. Po raz kolejny i nieostatni w moim denku. Najlepszy.
5/5

15 - Banana Republic - Republic of Women edp. Zapach, którego używałam kilka lat temu, kojarzył mi się z wczasami w Grecji, dlatego kiedy zobaczyłam go w super niskiej cenie w Douglasie już nie wypuściłam go z rąk. Okazało się jednak, że przez te lata coś w nosie mi się przestawiło i kojarzyłam zapach jako całkiem inny, bardziej piżmowy, tymczasem RoW dzisiaj to dla mnie kwiatowo-owocowy zapach podszyty jasnym drewnem, bardzo ładny, lecz czegoś mu brakuje. Zużyłam z wielką przyjemnością, ale pewnie była to moja ostatnia butelka. 
4/5




środa, 1 października 2014

Wrześniowy haul zakupowy

   Jak ten wrzesień niesamowicie szybko minął, ani się obejrzałam, a już jesień. Nadeszła pora, by podsumować jakież to nabytki zasiliły moje kosmetyczne zapasy.

.

Na pierwszy rzut idą Avon'y. Tutaj Nowy żel pod prysznic Senses, tusz Luxe i perfumetka z wodą Today.


Tym razem maska do włosów farbowanych z serii Naturals, kremowy żel pod prysznic Senses, dwa balsamy z Naturals (jabłkowy cudnie pachnie, ale wiem, że te balsamy są słabe w działaniu) i indyjska maseczka Planet Spa z ekstraktem drzewa sandałowego.


A to już skarby pochodzące z wymiany: krem z kwasami Isis Pharma (świetny!), krem do skóry naczynkowej Bioliq, pianka do mycia twarzy Organic Therapy i krem nawilżający do skóry z problemami od Avene.


Arganowe masło do ciała The Body Shop o mocnym i urzekającym zapachu.


Moja pierwsza paletka Sleek'a, wybór padł na Storm. Jestem z niej mega zadowolona i myślę nad zakupem Arabian Nights (któraś ma i może polecić?). Poza tym lakiery z Wibo i Miss Sporty oraz cienie Pierre Rene i Oriflame.


 W Yves Rocher w tym miesiącu ograniczyłam się tylko do zakupu nowego żelu o zapachu chińskiej orchidei.


Moja pierwsza wizyta w saloniku Ziaji. Plany zakupowe były znacznie większe, ale ktoś odradził mi kremy z liśćmi manuka, dlatego z tej serii kupiłam wyłącznie pastę do oczyszczania, a poza nią trzy mydła w płynie i dwufazę do demakijażu oczu z wyciągiem z liści zielonej oliwki.


Niekosmetycznie, ale aromatycznie i pachnąco :) Kochanidła z Yankee Candle i Kringle.


Na koniec dla Ani Fokus testuje żel pod prysznic Yves Rocher