sobota, 29 listopada 2014

Listopadowy haul zakupowy

   Jakże się starałam ograniczać z zakupami w tym miesiącu, biorąc pod uwagę, że ostatnio z gotówka u mnie średnio, ale chęć nabywania nowych kosmetyków jak zwykle okazała się silniejsza i położyła mnie na łopatki franca jedna. Dziś zakładam, że grudniowego haula nie będzie, bo muszę zacisnąć pasa, Święta idą i te sprawy :D Chwalę się nowymi nabytkami ;)


























Avon musiał być, gdzieżby inaczej. Waniliowy żel pod prysznic, całkiem ok, najlepszy z MoodTherapy, do tego świetny eyeliner w pisaku, cudnie pachnący krem do stóp i przyplątał się też mały suchy szampon z Klorane.


Wizyta w Yves Rocher, bo to nowa linia, bo to limitowanka, bo to w końcu grucha z karmelem. Krem do rąk i peeling to tak przy okazji ;)


W tej samej galerii mam Rossmanna, a żel Palmolive akurat na promocji, a ładnie pachnie, no i te odrosty to i farba by się przydała.


























Masło z The Body Shop też limitowane, świąteczne, żal nie brać jak takie ładne, a zaraz nie będzie.


Skarbek z wymiany, zawsze chciałam kupić, a szkoda mi było kasy. Teraz mam już swoje Chanel Chance Eau Tendre.



piątek, 28 listopada 2014

Coś dla fanów "koziego swetra"... Yankee Candle - Sea Coral

   Nastała moja ulubiona pora na woski i świece, czyli przełom jesieni i zimy. Odłamałam dziś kawałek czegoś nowego (przynajmniej dla mnie, bo jeszcze nie paliłam) i od razu wiedziałam, że ten zapach już znam, a co więcej uwielbiam.



























   Sea Coral z Yankee Candle, bo o nim mowa, jest zapachem bardzo mocnym, z początku aż wiercącym w nosie, ale w taki przyjemny sposób. 1/5 tarty opanowała swoją mocą uderzeniową calutki dom, wypełniając nawet łazienkę, która jest najbardziej oddalonym od mojego pokoju pomieszczeniem. Zapach jest pudrowo - piżmowo - perfumowy i w moim odczuciu bliźniaczy z Cozy Sweater. Zupełnie nie pasuje mi do niego ta nazwa i naklejka (choć sama bardzo mi się podoba), Sea Coral może nie jest bardzo ciepłym zapachem, ale z morzem ma niewiele wspólnego, chyba, że ktoś tworząc go myślał o ambrze. Po wielu nieudanych ostatnich zapachach YC, ten jest dla mnie ogromnym, pozytywnym zaskoczeniem i z pewnością jednym z ulubieńców.




czwartek, 27 listopada 2014

Colour Alike - 498 Pyrka

   Dziś zaserwuję post swatch'owo - lakierowy, ponieważ naszło mnie na jakiś fajny jesienny kolor. Opisywałam kiedyś krakowską kolekcję Colour Alike (KLIK), ale mam też coś z Wielkopolski. Prezentowany dziś lakier pojawił się w kolekcji PZN.


























   Jeśli lubicie lakiery holograficzne, Pyrka powinna przypaść Wam do gustu. To bardzo ciemny brąz podbity leciutko bordo, z wykończeniem holo. Uwierzcie, jest przepiękny, a moje słabe zdjęcia nie oddają w pełni jego uroku. Jeden z moich ulubieńców, wspaniale się mieni. Stanowi także ciekawą bazę pod jasne stemple i to nie takie z ziemniaka (nawiązując do nazwy), jak robiło się w dzieciństwie ;)


























   Jedna warstwa z powodzeniem wystarcza do całkowitego pokrycia, bez przebić, jednak z przyzwyczajenia i dla  zasady nałożyłam dwie. Bez odprysków trzyma się długo, nawet 4 dni, a jeśli użyjecie wcześniej bazy, jeszcze dłużej. Ze zmywaniem nie ma najmniejszego problemu.
   Opakowanie to taka sama jak w przypadku innych lakierów CA szklana buteleczka o pojemności 8 ml.
































































































































poniedziałek, 24 listopada 2014

PartyLite - Bambusowa mgiełka

   Już jakiś czas temu pisałam Wam o zapachach firmy PartyLite takich jak Tropikalne Wody (KLIK), czy boski Hebanowy Oud (KLIK). Dzisiaj, przeglądając aktualny katalog, w którym widzę bardzo ciekawe nowości jak Jabłkowa nalewka z dynią, sięgnęłam po bardzo wiosenny aromat, jakim jest Bambusowa mgiełka.



























Wkład ScentPlus dzieli się aż na 9 kawałków, które dostajemy połączone w koło, od którego z łatwością odłamuje się kawałek po kawałku. Całość ma masę 90,7 g, czyli całkiem sporo. Wielkim plusem jest fakt, że wosk nie kruszy się przy łamaniu, ogromnie go za to cenię.


























   Tradycyjnie wrzuciłam do miski kominka jeden kawałek i taka porcja w zupełności wystarcza, aby pachniało w całym domu. Zapach jest bardzo mocny i intensywny, świetnie się rozchodzi. Co do samego Bamboo Breeze, jak już pisałam jest bardzo wiosenny i świeży, typowo "zielony" z maleńką domieszka cytrusów. Przy pierwszym paleniu stwierdziłam, że idealnie nadawałby się do... łazienki, ot takie dziwne skojarzenie, może dlatego, że wtedy czułam w nim mydełko. Aktualnie topię szósty kawałek i z łazienką mi się nie kojarzy. Ma w sobie coś z zielonej herbaty z opuncją figową. 

W obecnej chwili jest to mój ulubiony zapach z PartyLite, choć nie znam ich wiele.

Cała paletka kosztuje 39 zł, może się wydawać, że to wysoka cena w porównaniu z konkurencją, ale kawałków jest więcej, a zapach na tyle mocny, że czuć go po wypaleniu 3 tealightów. Produkty PartyLite dostępne są u konsultantek, a więcej info znajdziecie na fanpejdżu PartyLite .


niedziela, 23 listopada 2014

Arbuzowe love - peeling do ciała Aquolina Anguria

   Na zewnątrz smętnie, zimno i źle, ta depresyjna aura spowodowała, że z chęcią wśród czterech peelingów jakie obecnie posiadam, wybrałam egzotycznie owocowy żel peelingujący włoskiej marki Aquolina.


























   Z założenia jest to typ peelingu, którego nie lubię i staram się pozbyć po nieudanym zakupie tj. bardziej żel pod prysznic z drobinkami złuszczającymi. Tym razem jestem bardzo pozytywnie zaskoczona i nigdzie go nie puszczę, bo żel jest świetny.


   Buteleczka całkiem zgrabna, plastikowa, zawierająca 300 ml czerwonego żelu z czarnymi, maleńkimi drobinami, mającymi za pewne kojarzyć się z pestkami arbuza, wypełniona setkami pęcherzyków powietrza.
Na etykiecie znaleźć można informację, że do złuszczania martwego naskórka służą naturalne mikrogranulki wosku jojoba. Czarne kuleczki bez problemu spłukują się razem z pianą, więc nie ma obaw, że zostaną widoczne na skórze. Jak już wspomniałam, produkt jest żelem pod prysznic, nadającym się do częstego stosowania, jest bardzo gęsty i doskonale się pieni, nawet przy użyciu niewielkiej ilości. Można wylać go na dłoń i tak masować ciało, ja jednak aplikuję go na szorstką myjkę, co wzmacnia efekt złuszczania. 

   Mimo małego rozmiaru drobin, skóra staje się gładka i przyjemna w dotyku, choć efektu jak po tradycyjnym, gruboziarnistym peelingu nie ma co oczekiwać. Jestem wybredna jeśli chodzi o ten rodzaj kosmetyków, jednak żel Aquolina Anguria (czyli arbuz właśnie) jest w stanie mnie zaspokoić ;)

   Co do zapachu - jest wręcz obłędny! Soczyście owocowy, przywodzący na myśl słoneczny, letni dzień, bardzo naturalny. Jeszcze długo po kąpieli można wyczuć go w łazience.


Polecam choćby dlatego, żeby w zimny dzień poczuć aurę lata :)


czwartek, 20 listopada 2014

Mój pierwszy raz z ... ShinyBoxem - pudełko na listopad 2014

   Blogerki co miesiąc kusiły mnie relacjami z poznawania zawartości pudełek beGlossy i ShinyBox, a ja wciąż się opierałam zakupowi, choć przychodziło mi to z trudem. W końcu, pod wpływem licznych zapowiedzi listopadowego Shiny, powstałego w współpracy z Pewexem, zamówiłam swoje pierwsze pudełeczko. 

























    Jako dziecko lat 80' z łezką wzruszenia w oku gapię się na opakowanie, żywcem wyjęte z PRL-u. Swoją drogą bardzo mi się podoba i przyda się na różniaste rupiecie. Nie oceniajmy jednak produktów po opakowaniu i poznajmy jego tajemnicza zawartość.


   W środku znajdziemy 10 pełnowymiarowych kosmetyków, w tym 3 nowości, jego szacowana wartość to 190 zł, ale w subskrypcji jak wiadomo zapłacimy za niego 49 zł. Z tymi  dziesięcioma pełnowymiarowymi produktami to lekka ściema, ale o tym za momencik. 


1 - Bania Agafii - balsam do włosów Aktywator Wzrostu. Tutaj można było dostać balsam odżywczo - regeneracyjny lub ten właśnie aktywator, ja cieszę się, że trafił mi się ten wariant. Lubię rosyjskie kosmetyki naturalne i z chęcią go zużyję.
Pojemność: 100 ml, cena sugerowana: 6 zł.

2 - Organique - Złoty peeling cukrowy Eternal Gold. Niekwestionowany hit pudełka! Jak już pewnie wiecie, kocham peelingi do ciała z dużymi kryształkami, a produkty Organique często odstraszały mnie ceną, a zawsze chciałam je posiadać. Ślicznie pachnie.
Masa: 200 g, cena: 68 zł.

3 - NU - pielęgnujący zmywacz do paznokci w chusteczkach. Praktyczny w podróży, na pewno się przyda. Plus za brak acetonu i zawartość alantoiny, d-pantenolu i wyciągu z rumianku.
Opakowanie zawiera 10 chusteczek, cena: 19 zł.

























4 - Mariza - pomarańczowy peeling do ust. Produkt, który najpierw wpadł i oko (i w dłonie i na usta) mojej mamie ;) Z jego obecności również jestem zadowolona, już wstępnie wypróbowałam, działa zadowalająco, ładnie pachnie i dobrze smakuje ;), na ustach pozostawia warstewkę olejku. Na zimę jak znalazł.
Pojemność: 10 ml, cena: 10 zł.

5 - Joko - baza pod cienie do powiek. Jakoś zawsze chciałam przetestować/posiadać taką bazę, a nie po drodze było mi z zakupem, dlatego cieszę się, że znalazła się w pudełku. Zobaczymy jak się sprawdzi.

6 - APC - 5 cieni do powiek w kuleczkach. Nie znam tej firmy i pierwszy raz się z nią spotykam. Wieżyczka z 5 malutkich słoiczków z kulkami zostało potraktowane jako 5 pełnowymiarowych produktów ;) Kolory trochę nie moje i to z tego produktu jestem najmniej zadowolona. Może sprawdzą się jako rozświetlacz.
Cena: 65 zł za 5 sztuk.


Reszta to dodatki:
La Saponaria - mydło Papavero & Cipresso. Naturalne mydełko o działaniu peelingu dostałam jako nagrodę w konkursie nt. symbolu Włoch. Cyprysowy zapach kostki opanował całe pudełko.
Masa: 100 g, cena ok. 13 zł.

Próbka bioszamponu do włosów Extravergine. Lubię takie rzeczy i żałuję, że to tylko próbka.

Gadżet - przypinka Pewex.

   Podsumowując, jestem bardzo zadowolona ze swojego pierwszego boxa, peeling Organique zapowiada się rewelacyjnie, baza pod cienie także mnie cieszy, najmniej jestem zadowolona z cieni, nie wiem, czy nie pójdą w świat. Teraz czekam na to co będzie w pudełku grudniowym, te zazwyczaj są ciekawe.


środa, 19 listopada 2014

Ziaja - płyn dwufazowy do demiakijażu Liście Zielonej Oliwki

   Dwufazy do demakijażu oczu to, obok peelingów do twarzy i ciała, ten rodzaj kosmetyków, które testować lubię najbardziej. Od przeszło roku miałam swojego faworyta myśląc, że never ever nie zmienię go na "lepszy model", bo lepszy, jak długo sądziłam, dla mnie nie istniał (mowa o wiele razy wspominanym tutaj preparacie Bielendy). Do momentu, aż pojawił się ON i zdetronizował awokada, bawełny i czarne oliwki.




























   ON to Oliwkowy płyn dwufazowy do demakijażu oczu i ust z linii Liście Zielonej Oliwki marki Ziaja. Mój nowy ulubieniec mieści się w niewielkiej plastikowej butelczynie o pojemności 120 ml. Nie jest ona wyposażona w klapkę, tylko tradycyjnie odkręcana, ale nie przeszkadza to w użytkowaniu. Przez otwór nie wylewa się za dużo płynu, co niestety zdarzało mi się używając Bielendy, wtedy dwufaza lądowała na waciku, dłoni i dodatkowo na kafelkach.

Z opakowania:
Faza wodna skutecznie nawilża i odświeża delikatną skórę wokół oczu.
Faza olejowa zmiękcza naskórek i zapobiega napinaniu skóry w trakcie aplikacji. Zawiera odżywki wzmacniające rzęsy - witaminę E, olej oliwkowy i rycynowy.
Usuwa wodoodporny, intensywny, nawet teatralny makijaż. Nadaje się dla osób noszących szkła kontaktowe. Bezzapachowy, nie zawiera barwników.


   Oczywiście przed użyciem preparatem należy wstrząsnąć, by fazy dobrze się wymieszały, a mieszają się dokładnie i są stabilne w tej połączonej fazie na tyle długo, aby można było je zaaplikować w możliwie równych ilościach. Płyn dokładnie i szybko zmywa make-up, nie zostawia smug tuszu, czy linera, nie trzeba mocno pocierać powieki aby była czysta. Nie wiem jak radzi sobie z kosmetykami wodoodpornymi z tej przyczyny, że takowych nie używam, wierzę więc na słowo, że daje radę ;) Co najważniejsze i decydujące o umieszczeniu go na szczycie podium: nie pozostawia tłustego filmu na skórze! Na prawdę niewiele demakijazowych specyfików ma tę zaletę. Powieka po przemyciu jest sucha, świeża i gotowa na nowy makijaż, jeśli jest taka potrzeba.
Produkt, tak jak deklaruje producent na opakowaniu, jest bezzapachowy.

Oto skład:

Polecam BARDZO gorąco!

czwartek, 6 listopada 2014

Lierac Prescription - Roztwór keratolityczny przeciw niedoskonałościom

   Lierac to bardzo lubiana przeze mnie marka apteczna, z kolei linia Prescription, na którą składa się kilka serii przeznaczona jest do cer dorosłych z różnymi problemami. Seria zielona zalecana jest do skóry z niedoskonałościami typu trądzik, zaskórniki, rozszerzone pory. Wiosną, kiedy rozpoczynałam pierwszy etap kuracji kwasami zdecydowałam się na zakup roztworu. Odstawiłam go latem, aby nie nabawić się posłonecznych przebarwień i wróciłam jesienią.



   Czymże jest owy roztwór? Stosujemy go jak tonik, przecierając twarz na wieczór nasączonym nim wacikiem. Płynu nie spłukujemy, możemy nałożyć po aplikacji ulubiony krem. Działanie preparatu opiera się na złuszczaniu zrogowaciałej, wierzchniej warstwy naskórka.

   100 ml roztworu wlano do dość ciężkiej butelki z ciemnego szkła, zakręcanej tradycyjną nakrętką. Mi ona przypomina butelkę syropu.





  
  Roztwór odblokowuje i zwęża pory, oczyszcza i przygotowuje do dalszej pielęgnacji, zawiera 11,5% hydroksykwasy i cynk.

   Głównym składnikiem, poza wodą, jest alkohol, dalej kwas mlekowy, kwas glikolowy, na końcu kwas salicylowy, dlatego początek stosowania preparatu może być mało przyjemny. Twarz jest zaczerwieniona i szczypie, od razu widać ściągnięcie. Na szczęście po zastosowaniu płynu, nakładałam na twarz krem, więc podrażnienia szybko zostały złagodzone, jednak rano, po dłuższym stosowaniu, widoczne są suche skórki np. na nosie czy brodzie.Do tego szczypania z czasem można się przyzwyczaić, ja sobie to tłumaczę, że czuję działanie kwasów (i tego paskudnego alkoholu).
   Zapach roztworu jest dość ostry, apteczny i niezbyt przyjemny, aczkolwiek w zupełności do zaakceptowania.

   Efekty po stosowaniu 2x2 miesiące: najbardziej widoczne na czole - zdecydowanie wygładzona skóra, bez rozszerzonych i widocznych porów, jakby naciągnięta po długotrwałym złuszczaniu. Podobnie sprawa wygląda na nosie, pory również zostały zwężone, przez co stały się mniej widoczne. Na policzkach i żuchwie nie zauważyłam spektakularnego efektu, owszem, rzadziej pojawiają się na nich przykre niespodzianki, ale jednak się pojawiają, co oznacza, że skóra nie jest perfekcyjnie oczyszczona. Myślę jednak, że warto dać mu szansę, szczególnie jeśli ktoś nie ma gigantycznych problemów z cerą, a szuka kosmetyku, który fajnie, skutecznie ściąga skórę i pomaga zredukować widoczność porów. Radzę stosować go z umiarem, bo wysusza.

Skład:


niedziela, 2 listopada 2014

Denko październik 2014

   Oto przyszła pora na małe, październikowe denko. Skromniutko nieco, najwięcej widzę tu żeli pod prysznic, chyba wynika to z faktu, że jak człowiekowi zimno to wskakuję pod gorący strumień wody (tak to jest w moim przypadku). Żadnej flaszki perfum, żadnej kolorówki.



























Higiena:

























1 - Luksja - Juicy mydło w płynie. Kupiłam wariant o zapachu żurawiny i miodu manuka. Mydełko bardzo dobrze się pieni, ślicznie pachnie i przede wszystkim nie wysusza jak Isana, która musiałam odstawić, bo zaczęła mi schodzić skóra z dłoni. Chętnie wypróbuję w przyszłości inne warianty.
5/5

2 - Avon - żel pod prysznic Senses MoodTherapy Revitalising. Nijaki ten żel, mało wydajny, co tu akurat było plusem, bo zużywałam go na siłę, zapach jagód acai z dodatkiem mentolu przypominał mi jakieś leki, na rynku są setki fajniejszych żeli. Nie wysusza i dobrze się pieni.
2,5/5

3 - Yves Rocher - żel pod prysznic Green Tea from China. Zielonoherbaciany żel kupiłam po raz pierwszy i dziś już wiem, że nieostatni :) Świeży i odprężający zapach będzie jak znalazł na wiosnę, ubolewam jedynie nad tym, że szybko sie kończy.
4,5/5

4 - Alterra - krem pod prysznic Bio-Orange & Bio-Vanille. Produkt ekologiczny, bez barwników, konserwantów, silikonów i parafiny. Myje bardzo łagodnie i bardzo słabo się pieni (brak SLS), pachnie cudownie słodką wanilią złamaną pomarańczą. Bardzo kiepska wydajność, byłam w soku, że skończył się po kilku użyciach.
3,5/5

5 - Yves Rocher - żel pod prysznic Collection Ete. Śródziemnomorskie Lato podobało mi się w wersji wody toaletowej, ale z racji, że nie planowałam kupna kolejnego zapachu, wzięłam żel. Kosmetyk kąpielowy nie pachnie już tak rewelacyjnie jak woda, zapach jest strasznie słodki i nie kojarzy mi się z wakacjami. Opakowanie i działanie zdecydowanie podnoszą walory tego kosmetyku.
4/5

Pielęgnacja twarzy:

6 - Bielenda - dwufazowy płyn do demakijażu oczy Awokado. Już nie raz ten kosmetyk był gościem mojego denka, zawsze go zachwalałam i był moim numerem jeden. Wciąż uważam, że jest rewelacyjny, ale, uwaga, znalazłam produkt, który go zdetronizował. czekajcie na recenzję ;) Tymczasem odsyłam do opinii o Bielendzie.

7 - Avon - Planet Spa maseczka Heavenly Hydration. Kiedyś maseczki z Planet Spa były na prawdę dobre, mówię tu o wersji z błotem Morza Martwego, oliwkowej właśnie, czy oczyszczającej z kwiatem lotosu. Ostatnie, jak chociażby Jagody Acai, czy Indyjska to totalna porażka. Nawilżająca maseczka z oliwą z oliwek, nie uczula, rzeczywiście działa i przepięknie, świeżo pachnie. Polecam, bo to jedna z moich ulubionych.
5/5

8 - Flos Lek - Żel ze świetlikiem lekarskim i babką lancetowatą do powiek i pod oczy. Przyjemny w stosowaniu, szczególnie schłodzony, żel pod oczy. Cieni nie likwiduje, ale to tez nie jego zadanie, delikatnie usuwa opuchnięcia i łagodzi podrażnienia. Z efektem zarwanej, czy przepłakanej nocy sobie nie poradzi, ale fajnie go nałożyć po kilku godzinach spędzonych przed komputerem, bo koi zmęczone oczy, a do tego jest bardzo tani.
4/5

9 - Yves Rocher - pomadka ochronna do ust Pistacje i Kakao. Balsamik pochodzi z zeszłorocznej zimowej limitowanki, niestety nie czułam w nim ani pistacji, ani kakao. Na szczęście nie bielił ust i delikatnie je nawilżał. Bez rewelacji, wariant pomarańczowo - kakaowy zdecydowanie ciekawszy, a do tego wraca w tym roku po 17 listopada, więc mogę już polecić.
3/5

Pielęgnacja ciała:

























10 - Dove - antyperspirant w sztyfcie Invisible Dry. Sztyfty Dove należą do moich ulubionych, ten także nie zawiódł. Oczywiście zapewnienie, że nie brudzi ubrań to lekkie przegięcie, ale działa bez zarzutu i nienachalnie pachnie.
4,5/5

11 - The Body Shop - masło do ciała Winna Brzoskwinia. Jedno z kultowych masełek TBS dostałam do przetestowania od Ani :*  Ten wariant podobał mi się bardziej niż denkowany wcześniej Moringa, miał lżejszą formułę i szybciej się wchłaniał, a jego zapach to totalne szaleństwo! Soczysty i mocno brzoskwiniowy, długo czuć go w łazience, jak i na skórze po zastosowaniu. Nawilża nawet bardzo sucha skórę.
5/5

12 - Avon - krem do rąk Naturals Vanilla. Ten kosmetyk również bardzo polubiłam, na początku trzymałam go w szafce w pracy i zawsze kiedy smarowałam nim dłonie słyszałam, że pięknie pachnie budyniem waniliowym. Krem ma to do siebie, że poza apetycznym zapachem ma także odżywcze i nawilżające właściwości oraz dobrze się wchłania.
4,5/5

13 - L'Occitane - krem do rąk Cherry Blossom. Wspaniały krem, lekka i szybkowchłaniająca się formuła to jego ogromny atut, bardzo dobrze nawilża, choć gorzej z działaniem odżywczym i w zimie mógłby być za słaby. Krem pachnie kwiatem wiśni, bardzo delikatnie, więc nie drażni otoczenia. Żałuję, że miałam tylko miniaturkę, może kiedyś kupię większe opakowanie, choć cena w stosunku do pojemności jest raczej zaporowa i nie wiem czy nie wolałabym kolejnej tuby kremu TBS z marihuaną, choć ten nadaje się tylko na noc.
5/5

Jakie jest Wasze zdanie na temat tych kosmetyków?