sobota, 31 stycznia 2015

Pierwsze zakupy w 2015 r., czyli haul styczniowy

   Zaskoczyłam sama siebie (pozytywnie) zupełnie dla mnie nowym podejściem do zakupów - do połowy miesiąca, a nawet nieco dłużej nie miałam większej ochoty na gromadzenie kolejnych ilości kosmetyków. Dopiero pod koniec stycznia obudził się we mnie instynkt chomika i nadrobiłam zaległości z całego miesiąca. W lutym z pewnością się ograniczę, tymczasem pokazuję swoje nowości.


























Wyprzedaże w Sephorze, w tym sezonie jakieś cienkie, bo większości kosmetyków przecenionych w sklepie internetowym nie było lub były w cenie regularnej, przynajmniej tam gdzie ja się pojawiłam. Skończyło się tylko na zestawie żeli pod prysznic w kapsułkach i dwóch mydłach w płynie.


























Z miejsca przepraszam za fatalną jakość zdjęcia, światło nie sprzyjało, jak i sprzęt słaby. Kostka lakierów Essie z kolekcji jesień 2014.


























Produkty do włosów zamawiane podobnie jak lakiery Essie w sklepie hairstore.pl . Dwie maski do włosów, szampon i lakier.


























Inwazja żeli pod prysznic :D Trzeba było uzupełnić zapasy, a żele kupuję namiętnie i bez wyrzutów sumienia, bo zawsze się je zużyje.


























Lubię wstąpić do drogerii Jasmin ze względu na dobre zaopatrzenie w kosmetyki rosyjskich i polskich marek.


























Od dawna korciło mnie, żeby kupić ten tusz Rimmel.


























Poszłam do Rossmanna po sól do moczenia stóp, a tam mój ukochany błyszczyk L'Oreal Shine Caresse w cenie na do widzenia. Niestety zostały tylko dwie sztuki i to w tym samym kolorze - 103 Marilyn.


























Kolejne masełko The Body Shop, soczysty Grejpfrut tym razem.


Tym razem efekt wymiany - krem Iwostin oraz wycofana już woda Avonu Treselle Mistique.



















































Na koniec woskowe nowości Yankee Candle, WoodWick oraz Kringle Candle.


czwartek, 29 stycznia 2015

Aby dłonie były gładkie: Yves Rocher - Peelingujący olejek do dłoni

   Pokażę Wam produkt, którego zakupu w planach nie miałam, a na który namówiła mnie konsultantka Yves Rocher przy kasie. Wcześniej jakoś nie używałam do dłoni peelingu i traktowałam go jak zbędny gadżet.


























   Olejek peelingujący zamknięto w miękkiej plastikowej tubie o pojemności 75 ml, zamykanej klapką. O dziwo olejek jest bardzo gęsty i przypomina żel, w którym zawieszone są roślinne drobinki, przypominające mi nasionka z truskawek.




















































   Produkt zawiera ponad 99% składników pochodzenia naturalnego takie jak wyciąg z arniki, wspomniane nasiona truskawki, puder z pestek moreli oraz wszechobecny olej rzepakowy. Brak w nim parabenów i olejów mineralnych.

   Nakładamy go na suche dłonie, masujemy 1-2 minuty i zmywamy. Olejek oczywiście nie pieni się, a w kontakcie z wodą zamienia się w nietłusty, biały płyn, dlatego usunięcie go z dłoni jest błyskawiczne.



























   Kosmetyk pachnie według mnie migdałami, choć próżno szukać ich śladu w składzie, ale to jedyne skojarzenie jakie przychodzi mi do głowy, choć bezpośrednio z tuby zalatuje mi zapamiętanym z lat szkolnych klejem - gumą arabską.

   Olejek zostanie dla mnie wciąż gadżetem, nie zauważyłam specjalnego wygładzenia i zmiękczenia dłoni, być może dlatego, że używam go tylko kiedy sobie o nim przypomnę, czyli nie częściej niż raz na tydzień. Jest miły i przyjemny w aplikacji, można go wykorzystać do relaksacyjnego masażu dłoni, ale nic bym nie straciła nie posiadając go w kosmetycznych zbiorach. Krótko podsumowując: lubię, ale nie omdlewam w zachwycie. Na pewno warto wypróbować, szczególnie jeśli ma się głowę do tego, by stosować go regularnie.

Jeszcze widok pod światło:




poniedziałek, 26 stycznia 2015

Yankee Candle - kolekcja Grand Bazaar: Frankincense, Moroccan Argan Oil i Oud Oasis

    Po długiej przerwie spowodowanej chronicznym brakiem czasu i wieczornym zmęczeniem, wracam do smrodzenia w domu woskami. Powód mam konkretny, bo weszłam właśnie w posiadanie wyczekiwanej z niecierpliwością kolekcji Yankee Candle, noszącej nazwę Grand Bazaar.


























   Kolekcja ma nas przenieść w klimaty orientu i zmysłowej egzotyki. Dziwi mnie trochę pora jej wejścia na rynek, dla mnie idealnie wpasowała by się w jesień, aczkolwiek na zimowe wieczory też się nadaje. Jako ogromna miłośniczka orientalnych aromatów niemal skakałam z radości, gdy jeszcze w ubiegłym roku zobaczyłam pierwsze zwiastuny tej serii. Oczywiście nie wahałam się z klikaniem ani chwili, widząc nowe woski w sklepach internetowych.
Na kolekcje składają się trzy zapachy:
- Frankincense
- Moroccan Argan Oil oraz
- Oud Oasis
Z racji, że wszystkie już miały okazje topić się w kominku, mogę opisać swoje wrażenia.

FRANKINCENSE:


"Delikatnie słodka żywica z dodatkiem pieprzu i balsamicznej nuty drewna"

   Zacznę od tego, że sama nazwa przywodziła mi na myśl dość chłodne kadzidło frankońskie, znane z kościelnej adoracji, czy też perfum takich jak Black Tourmaline Durbano, czy Cardinal Heeley'a. Yankowe kadzidło jest słodsze, cieplejsze, bardziej żywiczne i pokropione sokiem cytrynowym, brakuje w nim dymnych oparów i tajemniczości. Na pewno czuję w nim drzewo sandałowe. Kadzidło jest mocne, zdecydowane, ale irytujące tą cytrusową kwaskowatością. Zapach z pewnością jest orientalny i zmierza w kierunku kadzidełek sprzedawanych w indyjskich sklepach. Gdyby nie ten drażniący cytrus, byłby to mój kandydat na świecę.

MOROCCAN ARGAN OIL:


"Aromat paczuli i drewna sandałowego skropionych kosztownym olejkiem arganowym. Unikatowy, intrygujący zapach."

   Nie potrafię porównać tego zapachu z czystym olejkiem arganowym, bo właściwie każdy kosmetyk, który go zawiera pachnie nieco inaczej, a czystej formy nigdy nie było dane mi poznać. Moroccan Argan Oil pachnie kosmetycznie, to coś w stylu oliwek, czy olejków do włosów z dużą domieszką ciepłego drewna. Ja wyczuwam w nim agar, ten wosk jest jak na mój nos bardziej oudowy niż Oud Oasis. Ma mniejszą siłę rażenia niż Frankincense, jest mniej zadziorny, lecz równie charakterystyczny. Idealnie pasowałby do sypialni, jest wytworny i przytulny.

OUD OASIS:

"Bogata i zmysłowa kompozycja z nutą egzotyki pozwoli wyczarować luksusowy, a jednocześnie relaksujący nastrój."

   Zapach drewna agarowego, który ostatnimi czasy zdominował rynek perfumeryjny (mieliśmy oudowe wersje niemal wszystkiego), stał się wreszcie inspiracja do stworzenia świec i wosków. Oud Oasis jest w moim odczuciu bardzo specyficzny, ponieważ mocno czuję agar mając nos tuz nad kominkiem, natomiast to, co roznosi się po pokoju jest słodkie i waniliowo-drzewne. Zdecydowanie bardziej wolę nuty bliskiego kontaktu, choć zapach sam w sobie jest bardzo udany, ciepły, przytulny i bezpieczny. W kwestii emisji jest najsłabszy z tej trójki i daje czadu dopiero po zamknięciu drzwi pokoju.


   Po niezbyt porywających nowościach roku 2014 (poza jesiennymi Amber Moon, Ginger Dusk i Honey Glow), nareszcie pojawiają się propozycje godne uwagi. Po udanych malinach, grejpfrutach, świetnej wodzie aloesowej, shea, czy cassis dostajemy oryginalną kolekcję Grand Bazaar, w której nie ma zapachu wtórnego i podobnego do innych z Yankee Candle. Wielkie ukłony w stronę producenta, na taką kolekcję czekałam.


wtorek, 20 stycznia 2015

Winter in the city - ShinyBox styczeń 2015

   Spieszę do Was z zawartością nowego pudełka ShinyBox. Tym razem nosi ono nazwę Winter in the city i z założenia znajdują się w nim kosmetyki idealne na zimowe chłody.


    Akcja promocyjna w tym przypadku była słabsza niż przy poprzednich edycjach, więc nasuwała się myśl, że pudełko będzie raczej kiepskie i niewiele warte. Koszt kosmetyków faktycznie wynosi ok. 100 zł, ale to co jest w środku w końcu w 100% trafiło w moje potrzeby.



Oto szczegóły:


























Sylveco - Odbudowujący szampon pszeniczno - owsiany. W tym przypadku rozsyłane były dwa warianty, drugim był balsam myjący z betuliną, który ja dostałam w formie próbki. Lubię tę markę za hypoalergiczne kosmetyki z naturalnymi składnikami, dlatego chętnie zużyję szampon.
300 ml/28 zł.

Sylveco - Oczyszczający peeling do twarzy. Produkt zawiera korund, skrzyp polny i drzewo herbaciane, dotlenia skórę, zmniejsza pory i reguluje wydzielanie sebum. Pachnie mocno ziołowo i ma konsystencję gluta, mam nadzieję, że się sprawdzi.
75 ml/20 zł.


























Glazel - perełki rozświetlające. Kolejny produkt do makijażu w kulkach, na szczęście nie są to już krytykowane przez masę osób cienie APC, tylko całkiem fajny rozświetlacz, bez nachalnych świecących drobin. Testowałam na razie na ręce i wiem, że będę z niego zadowolona.
17 g/45 zł. Tutaj wersja 11 g.

Vedara - Balsam odnawiający do ust z 24-karatowym złotem. Mieliśmy już złoty peeling z Organique, teraz pora na złoty balsam do ust. Tego typu produkty znikają u mnie migiem, zwłaszcza zimą. Pachnie cytrynami i troszkę ciężko się go zakręca.
14 ml/24 zł. W pudełku wersja mini 7 ml.


























Beautyface - Serum do twarzy. W pudełku znalazł się jeden z czterech wariantów, ja dostałam wersję z kolagenem (czerwoną). Pierwszy raz spotykam się  z tą firmą, a serum w buteleczce z zakraplaczem jest dla mnie miłą niespodzianą i już powędrowało na półeczkę w łazience.  Jego zadaniem jest wypełnianie pierwszych zmarszczek (jupi!) i wygładzenie skóry. Z pewnością się przyda.
10 ml/30 zł.


Co sądzicie o tym pudełeczku? Faktycznie jest nieco uboższe od poprzednich, ale mi akurat po raz pierwszy odpowiadają wszystkie produkty i nic się nie zmarnuje, ani niczego nie będę (raczej) się pozbywać.


wtorek, 13 stycznia 2015

Wyniki rozdania!

   Przychodzę dziś do Was z wynikiem urodzinowego rozdania. Zacznę od tego, że dzięki pierwszej tego typu akcji u mnie poznałam bardzo wiele ciekawych blogów, których jesteście autorkami, niektóre też znałam już wcześniej. Chciałabym podziękować każdej z Was za udział i zainteresowanie, niestety nagroda jest tylko jedna i wędruje ona do... (tutaj fanfary poproszę)


Serenitko gratuluję :) Czekam na Twoje dane, mail znajdziesz po prawej na pasku.

Pozostałe osoby zapraszam na kolejne rozdania, może następnym razem szczęście uśmiechnie się do którejś z Was.


niedziela, 4 stycznia 2015

Ostatnie zużycia ubiegłego roku - denko grudzień 2014

   Pojawiam się z lekkim opóźnieniem, patrząc na pudełko z pustakami witki mi opadają, bo tyle plastiku nie nagromadziłam jeszcze w żadnym miesiącu. Okazuje się, że siedząc w domu wykończyłam więcej kosmetyków, niż wychodząc codziennie do pracy, aczkolwiek część z nich było miniaturami, więc szybko z nimi poszło.



























Ciało:

























1 - Avon - Senses moodtherapy Indulgent. Krem pod prysznic z masłem shea o waniliowym zapachu jest chyba najfajniejszym z serii moodtherapy, aczkolwiek nie powala. Ma delikatny i nudny zapach średniopółkowych perfum, niby ładny, ale na dłuższą metę męczący. Pieni się bardzo dobrze i nie wysusza.
4/5

2 - Aquolina - peeling pod prysznic Mandorle Dolci. Ściera słabo, za to jako żel pod prysznic jest rewelacyjny. Bardzo gęsty, niezwykle wydajny, dający dużo piany z małej ilości żelu. Ogromnym jego atutem jest świąteczny zapach migdałów w stylu olejku do ciasta. O jego arbuzowym bracie poczytacie TU .
5/5

3 - Palmolive - żel pod prysznic Oriental Beauty Sophisticated. Bardzo fajny, wydajny żel, pachnący bardziej kwiatowo, nieco świeżo niż orientalnie.
4,5/5

4 - Dove - antyperspirant w sztyfcie Pure. Wiele razy zachwalałam sztyfty Dove, tym razem używałam wariantu bez zapachu, parabenów, alkoholu i barwników. Na szczęście nie bez skuteczności w działaniu ;) Kolejny raz Dove pokazuje klasę, nie mogę się niczego przyczepić.
5/5

5 - Christian Dior - masło do ciała J'adore. Strasznie lubię tą linię zapachową! Masełko zamknięto w eleganckim, ciężkim słoiku z dołączona łyżeczką do aplikacji (która poszła w kosz, bo nie wyobrażam sobie nakładać produktu na ciało łyżeczką, mam plebejskie nawyki). Pachnie pięknie, lecz pod względem działania szału nie ma. Nawilża słabo.
4/5

Twarz:

























6 - Organic Therapy - Tonik do twarzy z organicznym kaszmirem. Dobry jakościowo i co dla mnie ważne nieuczulający produkt. Obszerniej o nim w RECENZJI .
5/5

7 - Clarins - Daily Energizer Cleansing Gel. Ten żel do mycia twarzy bardzo kojarzy mi się z wakacjami, nie tylko ze względu na owocowy zapach, ale przez to, że zmywał delikatnie moją poparzoną słońcem skórę nie robiąc jej krzywdy. Gęsty i bardzo wydajny, miniaturka służyła mi tyle co niejeden pełnowymiarowy produkt.
5/5

8 - Bielenda - dwufazowy płyn do demakijażu oczu Bawełna. Uchowała mi się jeszcze dwufaza Bielendy w starym opakowaniu. Jeden z moich ulubieńców - delikatny i skuteczny.
4,5/5

9 - Avon - maseczka Planet Spa Egyptian Secrets. Teraz wiem, że była to moja ostatnia maseczka typu peel-off, strasznie irytuje mnie zrywanie tego płata z brwi, żuchwy i linii włosów. Kupiłam ja tylko ze względu na zapach. Nie zauważyłam, żeby w widoczny sposób oczyszczała pory lub wyraźnie wygładzała cerę.
3/5

10 - Neobio - krem na noc Balance. Krem z organicznym olejem z pestek moreli, hibiskusem i masłem kakaowym całkiem nieźle nawilżał i odżywiał skórę w nocy, rano była miękka i zregenerowana, a przy tym nie zapychał. Cena (ok. 18 zł) także zachęca do zakupu.
4,5/5

11 - Vichy - Aqualia Thermal. Nie ogarniam tego zachwytu nad marką Vichy, owszem kosmetyki są dobre, ale ceny wyśrubowane, bo podobne preparaty można kupić o wiele taniej. Aqualia Thermal to przyzwoity krem nawilżający, lekki i dobrze tolerowany przez skórę, ale to krem jakich wiele.
4/5

12 - Clarins - Daily Energizer Wake-Up Booster. Ten tonik ma ciekawą konsystencję, nieco żelową i glutowatą. W składzie znajdziemy czerwona porzeczkę, zielona kawę i białą herbatę, czyli źródła antyoksydantów. Ma przyjemny owocowy zapach jak wszystkie kosmetyki z tej serii, a uczucie nawilżenia i odświeżenia pozostaje długo odczuwalne.
5/5

13 - Vichy - Purete Thermale płyn micelarny 3 w 1. Ja na micelach za bardzo się nie znam, bo nie używam ich na co dzień. Płynu Vichy używałam zamiast toniku i w tej roli dobrze się sprawował. 
4/5

14 - Lip Smacker - Sprite. Chyba najgorsza pomadka ochronna jaka miałam - używałam wyłącznie w domu bo zostawiała białą warstwę na ustach, a zapach był sztuczny, chemiczny i wywołujący mdłości.
1/5

Dłonie:

























15 i 16 - Ziaja - mydła w płynie Grapefruit z Zieloną Miętą oraz Moringa z Kokosem. Niedrogie i wydajne mydełka o ciekawych zapachach. Grapefriut ma postać zielonego żelu i jest bardzo świeży, Moringa to krem o lekko perfumowanych zapachu, obydwa godne polecenia, świetnie się pienią, choć Moringa nieco wysusza.
5/5

17 - Body Resort - krem do rąk Guava. Na kosmetyki Body Resort wpadłam w Hebe i zaciekawiona zapachami kupiłam kremy do rąk z figą i guawą. Myślałam, że tylko zapachy będą mocna strona tych kremów, jednak ich bogata konsystencja i nawilżająco-odżywcze działanie są godne pochwały. Rewelacyjny produkt.
5/5

Włosy:

























18 - Garnier - szampon Ultra Doux Aloe Vera i Karite. Miałam pewne obiekcje co do olejku karite w tym szamponie, bo nie chciałam obciążenia moich cienkich włosów, na szczęście taki efekt sie nie pojawił, a szampon fajnie wygładzał włosy i pozostawiał na nich przyjemny zapach.
4/5

19 - Garnier - odżywka Ultra Doux z migdałem i kwiatem lotosu. Odżywka typu eko, bez parabenów, silikonów i barwników, więc ja się pytam po czym te sklejone strąki??? Niewielka nawet ilość tego dziadostwa oblepiała włosy, które nawet po wyschnięciu miały postać matowych, ciężkich dredów. Nawet mleczno - migdałowy zapach nie ratuje tej odżywki.Zużyłam zamiast żelu do golenia. Na szczęście chyba nie jest dostępna na polskim rynku.
1/5

20 - L'biotica - maseczka Biovax Gold. Dobra, choć nie rewelacyjna maseczka o przepięknym, orientalnym zapachu. Zapraszam do zapoznania się z recenzją TUTAJ.
4/5

Makijaż:



























21 - Bourjois - Flower Perfection. Od jakiegoś czasu to mój ulubiony podkład, dlatego, że świetnie kryje, matuje, nie tworzy maski, wygładza i jest trwały.
5/5

22 - Sally Hansen - lakier do paznokci Nail Prism. Posiadałam odcień 28 Mandarin Garnet, holograficzna miedź. Ładnie krył już po pierwszej warstwie, ale szybko ścierał się na końcówkach, na paznokciach sechł długo, a im był starszy tym gorzej było z tym wysychaniem. Okrutnie śmierdzący.
3,5/5

23 - Eveline - lakier do paznokci Colour Instant. Odcień 628 - intensywna pomarańcza z maleńkimi złotymi drobinkami. Bardzo trwały i szybkoschnący lakier w świetnym kolorze.
5/5

24 - Avon - Glimmerstick Cosmic. Avon ma na prawdę rewelacyjne te wykręcane kredki do oczu, Blackened Night to czerń z maleńkimi wielokolorowymi drobinkami, na powiece intensywny i trwały, nie rozmazuje się, a kredka jest na tyle miękka, że bez problemu prowadzi się po skórze.
5/5