piątek, 28 sierpnia 2015

Yankee Candle - Out of Africa

   Upały mamy iście afkrykańskie, firma Yankee Candle wpasowała się w nie w sam raz prezentując kolekcję zapachów limitowanych Out of Africa. Naklejki na świecach i woskach przepiękne jednak jak zapachy mają się do Czarnego Lądu? Postanowiłam to sprawdzić i podzielić się z Wami wrażeniami.


W skład kolekcji wchodzą cztery zapachy:
- Serengeti Sunset
- Egyptian Musk
- Kilimanjaro Stars oraz
- Madagascan Orchid


SERENGETI SUNSET - Pod naklejką ze zdjęciem zachodu słońca nad sawanną kryje się pomarańczowy wosk, który po stopieniu nie pachnie niczym innym jak soczystą, słodką mandarynką. Tak wiernie oddanej mandarynki u Yankee jeszcze nie spotkałam, zapach jest na prawdę świetny, ale jedyne czego mu brakuje to moc. Projekcję ma dość kiepską, nie powala intensywnością, a daje jedynie lekki obłoczek zapachu wyczuwalny gdzieś w tle.


EGYPTIAN MUSK - Od wielu znajomych osób słyszałam, że Egipt śmierdzi, a tu proszę jaka niespodzianka ;) Jeśli Egipt pachnie jak ten wosk, to ja do niego lecę. Zapach w stylu Cosy Sweater i jego pokroju perfumowych braci, elegancki, otulający z wyraźną nutą mydlanego piżma. EM ma podobny problem jak Serengeti tj. jego moc jest dość słaba, choć mocniejsza od wyżej opisanego.


MADAGASCAN ORCHID  - ten pięknie bordowy wosk posiada mocny i odurzający zapach, kwiatowy, narkotyczny. Nie pachnie mi on storczykiem, ale lilią w pełnym rozkwicie, która brudzi nos wąchającemu swoim pyłkiem. Ma wspólną nutę z liliowym Angelem Muglera. Projekcja na medal.


KILIMANJARO STARS - w większości limitowanych kolekcji musi pojawić się zapach o męskim charakterze, tak jest i tym razem. Gwiazdy to jak na mój nos mieszanina jałowca i pieprzu, w pierwszych godzinach palenia można doszukiwać się też eukaliptusa. Ciekawa kompozycja, mocna i charakterna.

Który z afrykańskich zapachów przypadł Wam do gustu najbardziej, albo którego jesteście najbardziej ciekawi?

niedziela, 23 sierpnia 2015

ShinyBox sierpień 2015 - co tym razem?

   Jak co miesiąc, także tym razem spieszę z pokazaniem Wam zawartości Shinyboxa na ten miesiąc. Zapowiadano, że znajdą się w nim produkty zapewniające relaks i pielęgnację każdej partii ciała. Co wylądowało w pudle i czy warto je kupić - oceńcie same.

























   W pudełku znajdziemy 7 produktów, z czego 6 pełnowymiarowych i jedną gratisową próbkę. Wartość pudełka została wyceniona na 170 zł. Od strony szaty graficznej to niezupełnie moje klimaty, ale całkiem dobrze się gapi na kiczowaty róż i flamingi :)






















Przejdźmy do kosmetyków znajdujących się wewnątrz tego pudełka...


Mokosh - Kosmetyczny olej lniany. Lubie kosmetyczne oleje, aktualnie używam oleju z awokado z jednego z poprzednich boxów. Pojemność tego (100 ml) jest dla mnie ogromna, bo smaruję przeważnie tylko twarz, ale może zmobilizuje mnie on do olejowania włosów.
45 zł / 100 mlk

Sylveco - Lipowy płyn micelarny. Nie używam miceli, ale jak już jakiś mi się trafi zużywam go jako tonik. Ten sam los podzieli micelarny płyn Sylveco, swoją drogą markę bardzo lubię za roślinne receptury kosmetyków.
18,40 zł / 200 ml


Liv Delano - krem-sorbet do rąk Oriental Touch. Nowa marka w pudełku, białoruska. Pierwsze, co zwróciło moja uwagę to szata graficzna, która jest na prawdę ciekawa. Kremy do rąk idą u mnie jak woda, dlatego ten produkt jest mocniejszym punktem tej edycji.
12 zł / 75 g

Silcare - lakier do paznokci The Garden of Colour. Trafił mi się odcień 68, ładny, beżowy nudziak. Jeszcze nie sprawdziłam krycia i trwałości, ale podobają mi się takie kolory, będzie tez dobrą bazą pod stemple. W pudełku występowały wymiennie 2 lakiery - albo Silcare jak u mnie, albo Ingrid.
6,99 zł / 9 ml

Yasumi - Maseczka regenerująca na noc. Widząc tę niewielką tubkę myślałam, że to miniaturka, okazuje się, że 30 ml opakowanie jest pełnowymiarowym kosmetykiem. Lubię maseczki, choć ta w shakerze była koszmarna, nie zraziła mnie jednak do Yasumi i jest szansa nadrobić ten minus.
75 zł / 30 ml


Silvertattoo - zestaw tatuaży ozdobnych. Jak dla mnie porażka, wiedząc, że w pudełku będą tatuaże liczyłam choć na srebrne i złote "łańcuszki" do naklejenia na nadgarstek, a dostałam takie brzydale. Na pewno ich nie użyję.
12 zł / opakowanie

Skin79 - krem BB. Niestety tylko mała próbeczka, po podpowiedziach liczyłam na maseczkę w płacie. Dodatek, który nie ma wpływu na ocenę pudełka.


   Po raz pierwszy jestem rozczarowana ShinyBoxem, sierpniowa edycja jest bardzo słaba i zastanawiałam się nad przerwaniem subskrypcji, ale poczekam jeszcze na wrzesień i pudełko ostatniej szansy. Jeśli i tym razem będzie cieniutko to szykuje się rozwód z Shiny. 


poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Denko lipiec 2015

   Upał daje się we znaki, dlatego by od niego odpocząć zasiadłam za komputerem by wreszcie uporać się z lipcowym denkiem, a jest ono całkiem sporawe.

























Ciało - higiena:
























1 - Palmolive - żel pod prysznic So Dynamic. Świeży, orzeźwiający i wydajny. Letni ideał na poranna kąpiel.
5/5

2 - Elfa Pharm - kremowy żel pod prysznic Fresh Juice Thai Melon & White Lemon. Zauroczył mnie jego zapach jeszcze w sklepie, do tego doszła duża pojemność za niewielką cenę. Entuzjazm opadł w czasie używania, po spienieniu na ciele nie można wyczuć nawet echa zapachu, który tak mi się spodobał. Wielkie nic.
2,5/5

3 - Kamill - żel Lemon - Buttermilk. Dość przyjemny myjak o zapachu słodkiej cytryny. Nie wysuszył skóry i był dosyć wydajny.
4/5

4 - Oriflame - żel Discover Icelandic Purity. Mój faworyt wśród zużytych w lipcu żeli pod prysznic. Nie znam lepszego zapachu na takie upały, lodowa świeżość z nutą eukaliptusa, świetna piana, pełen komfort używania. Rewelacja!
5/5

5 - Ziaja - mydło w żelu Tamaryndowiec z zieloną pomarańczą. Zapach przeciętny, ogólnie mydło szybko mi się znudziło. Nie przesuszyło delikatnej skóry dłoni jak obecnie używana przeze mnie Isana.
3/5

6 - Organique - Cukrowa pianka peelingująca do ciała Ice Tea. Niedawno Wam o niej pisałam, obłędny kosmetyk, jak to u Organiue. Poczytajcie TUTAJ
5/5

7 - Sephora - mydło w płynie Orange Blossom. Kocham zapach kwiatu pomarańczy, niestety poza zapachem mydło to ma niewiele plusów, jest bardzo rzadkie i mało wydajne.
3,5/5

8 - Pearl Drops - pasta wybielająca Coffee & Tea. Niezła, choć spektakularnych efektów nie zaobserwowałam. Może kupię kiedyś inny jej wariant.
4/5

9 - Avon - antyperspirant w kulce Fleur. Moja ochrona przed poceniem na noc, w dzień na pewno by się nie sprawdził. Zapach prześliczny, a działanie delikatne.
4/5

Ciało - pielęgnacja:
























10 - Avon - Balsam do ciała Naturals Apple Blossom. Dobry dla mało wymagających, ładnie pachnie zielonym jabłkiem, ale słabo nawilża i odżywia, wchłania się idealnie.
3/5

11 - The Body Shop - Mango. Niesamowicie delikatnie pachnie, szybko się wchłania i mocno nawilża. Szkoda, że był taki malutki.
4,5/5

12 - Eveline - Superskoncentrowane serum modelujące pośladki. Może to siła autosugestii, ale według mnie napina i ujędrnia pośladki i trochę je podnosi. 
5/5

13 - AA - Nawilżający krem do stóp Głębia Oceanu. Bardzo porządny nawilżacz do stóp, który pachnie jak świeca Yankee Candle Beach Wood <3
5/5

14 - Yves Rocher - Nawilżający krem do rąk z arniką. Trochę za słaby , ale dobrze się wchłaniał bez pozostawiania tłustej warstwy.

15 - The Body Shop - masło do ciała Różowy Grejpfrut. Kultowe masełko, tym razem w soczyście owocowej wersji, zapewniające bardzo dobre nawilżenie. 

Twarz:

16 - Biolaven - żel myjący do twarzy. Lawendowy w teorii, pachnący winogronami żel, który pieni się raczej średnio i jest rzadki, ale dokładnie myje i nie podrażnia. Zawsze jestem na tak dla ekologicznych kosmetyków!
4/5

17 - L'Oreal - Serum udoskonalające SkinPerfection. Używałam tego kosmetyku jako bazy pod makijaż i sprawdzał się świetnie, makijaż się nie rolował, a skóra była wygładzona. Preparat godny polecenia.
4,5/5

18 - Pose - krem Texturing. Kolejny produkt eko, który miał odmładzać i napinać, czego nie zauważyłam, za to zapchał mi nieco pory. Diabelnie wydajny.
3/5

19 - Garnier - Dwufazowy płyn do demakijażu oczu. Zrobiłam sobie przerwę od ukochanej dwufazy z Bielendy na rzecz tego Garniera. Nie zostawia tłustej warstwy na powiekach, nie trzeba też długo i mocno trzeć płatkiem po oku by dokładnie zmyć makijaż. Jeden z najlepszych preparatów tego typu, jakich używałam.
5/5

20 - Galenic - Nectalys. Krem teoretycznie przeznaczony na noc, ja używałam go na dzień. Mocno nawilżający krem, doskonały pod makijaż. Zero obciążenia, zapchania i przykrych niespodzianek.
5/5

21 - Khadi - olejek Pink Lotus. Przeznaczony do skóry mieszanej, 100% naturalny indyjski olejek konkretnie odżywiał twarz, ale dobijał mnie czasem jego mocny zapach. 
4,5/5

Włosy:

22 - Nivea - szampon nadający objętość Volume Sensation. Wcześniej byłam uprzedzona do szamponów tej marki, przez jakąstam próbkę. Nowe formuły okazały się jednak bardzo dobre, szampon nie obciąża włosów, wygładza je i jest bardzo wydajny.
5/5

23 - Batiste - suchy szampon Floral Essences. Klasa sama w sobie, kolejny raz w moim denku, ale po raz pierwszy ten zapach. Delikatne kwiatki, nic nadzwyczajnego.

24 - Bania Agafii - drożdżowa maska do włosów pobudzająca wzrost. Zmęczyłam ja na siłę, bo matowiła włosy i wcale do wzrostu ich nie pobudziła. W jej przypadku duża pojemność to nie plus. 
2/5

Zapachy i kolorówka:























25 - Clean - Summer Linen. Letni "praniowy" świeżak, głównie cytrusy o przeciętnej trwałości.
3,5/5

26 - Demeter - Laundromat. Tym razem jeden z moich ulubionych praniowych zapachów, pachnie jak wyciągnięty z pralki bawełniany t-shirt, jeszcze wilgotny.
5/5

27 - Skin79 - BB Vip Gold. Chcę całe opakowanie! Efekt buzi azjatki, jasnej, gładkiej i niewinnej. Nie jest kryjący, ładnie wtapia się w skórę, a przysypany pudrem trzyma się cały dzień.
4/5

28 - Avon - wysuwana diamentowa konturówka Black Ice. Klasyczna czerń z mikroskopijnym brokacikiem, kocham te kredki ze względu na wygodę stosowania i intensywność koloru.
5/5


środa, 5 sierpnia 2015

Kąpielowe przyjemności: peelingująca pianka Organique

   Nie tak dawno temu pisałam Wam o wosku Organique o zapachu zielonej herbaty. Poszukując herbacianego orzeźwienia trafiłam na jeszcze jeden produkt tejże firmy - cukrową piankę peelingującą do ciała Ice Tea.























   Pianki dostępne są w dwóch pojemnościach - 100 i 200 ml, ja zakupiłam tą mniejszą nie wiedząc, czego mogę się po niej spodziewać. Słoiczki z metalowymi zakrętkami chyba większość z Was kojarzy, opakowanie tego produktu nie różni się od reszty "słoiczkowych" kosmetyków Organique

   Sporym zaskoczeniem była dla mnie konsystencja, myślałam, że jak to pianka, kosmetyk będzie lekki i puszysty, ma on jednak bardzo twardą i zbitą konsystencję i trzeba go wydłubywać paluchami. Osobiście taka konsystencja szalenie przypadła mi do gustu - nic nie ma prawa się wylać. Intensywnie turkusowy kolor bardzo kojarzy mi się ze świeżością i latem, a barwnik, który go nadaje nie brudzi kabiny prysznicowej i okolic. 













































   Wiadomo, że dla mnie aromat kąpielowych czasoumilaczy jest niemal najważniejszy. Zapach mrożonej herbaty rozkochał mnie w sobie bez pamięci. Zapach czystości, rześki jak błękit pianki. Z upływem czasu miewałam dni, kiedy niefajnie kojarzył mi się z ostrym zapachem mydła, może to lekkie znudzenie po wstępnym zachłyśnięciu się mrożona herbatą.

   Zbita pasta w kontakcie z ciałem i wodą przede wszystkim tworzy bardzo, ale to bardzo obfitą pianę, co było dla mnie kolejnym zaskoczeniem. Z powodzeniem może zastąpić żel pod prysznic, ale... peelingu nie zastąpi jeśli ktoś preferuje mocne zdzieraki. Jej działanie złuszczające jest łagodne, choć odczuwalne, drobinek cukru jest całkiem sporo, ale nie są one duże i bardziej masują niż peelingują. Ja mimo tego jestem z pianki bardzo zadowolona, teraz kupiłam już stricte myjącą, bez peelingu o zapachu lawendy z cytryną, a pewnie na niej się nie skończy. Szczerze polecam osobom, które nie nastawiają się na mocne złuszczanie, a na przyjemną, relaksującą i dodającą mocy kąpiel.

   Skład, jak to u Organique, bardzo przyjazny, bez "ulepszaczy" w postaci parabenów, parafin, silikonów itp.












































Miałyście styczność z tymi piankami?

sobota, 1 sierpnia 2015

Lipiec miesiącem bez zakupów

... no prawie. Dziś w haulu tylko DWA zdjęcia z niewielkimi zakupami w dwóch sklepach. Skromnie, ale dzięki temu w tym miesiącu mogę pozwolić sobie na więcej, a nie ukrywam, że czekam na nowy zapach od Yves Rocher ;)


   Nawilżający duecik z Yves Rocher - maseczka i peeling, do tego gratis cudownie chłodzący stopy żel z lawendą.



























   Moje uwielbienie dla Organique rośnie, do tego miałam urodzinowy kupon -20% na całe zakupy i oto ich owoc: melonowa maseczka do twarzy, zachwalana w blogosferze maska do włosów Anti-Age oraz nowość - pianka do mycia z lawendą i cytryną.

Kupiłam jeszcze woski Yankee Candle i farbę do włosów, ale doszłam do wniosku, że jednak źle czuję się jako blondynka i pewnie wkrótce znów przyciemnię włosy.