Nigdy nie przepadałam za najbardziej znanymi perfumami świata, kultową "Piątką" od Chanel. Dla mnie ciężki, duszący, "babcyn" zapach. Na No. 5 Eau Premiere trafiłam przypadkiem, znajoma dorzuciła mi próbkę do perfumowej wymiany. Szklana fiolka długo leżała nieotwarta, właściwie pewnego razu nie mogąc zdecydować się czym pachnieć tamtego dnia, wylosowałam No. 5.
Pierwsze wrażenie - wiercące w nosie mydło. Nie jakaś tam Luksja, czy Biały Jeleń, lecz drogie, luksusowe mydełko paryskich elegantek. Po pewnym czasie, gdy ulotnią się dominujące w pierwszej fazie projekcji aldehydy, zapach robi się coraz cieplejszy i taki już zostaje. O ile klasyczny No. 5 kojarzy mi się z dojrzałymi kobietami, tak Premiere nadaje się dla 20-40 latek w sam raz. Mojej koleżance tak podobał się na mnie, że nabyła całą butelkę. Mi jednak kilka mililitrów wystarczyło, nie zachwyciły mnie aż tak, że by kupować więcej, choć wspominam go przyjemnie. Po tak prestiżowej marce jak Chanel oczekiwałabym większej trwałości, zapach utrzymuje się ok. 3-4 h, już po 2 h robi się bliskoskórny. Mogę go polecić kobietom, które dobrze się czuja w zapachach aldehydowych, szyprowych, czy piżmowych.
ja poluję na Mademoiselle-piątka jest dla mnie właśnie 'babcina',a Premiere nie znam i nawet nie wiedziałam że taka istnieje...obwącham jak będę mieć okazję :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wybór, uwielbiam Mademoiselle :)
UsuńMnie ani klasyczna wersja ani ta jakoś nie porwały...Za to butelka klasa. :)
OdpowiedzUsuńMnie Eau Premiere bardzo się podoba, ale podobnie jak Ty, jestem ogromnie zawiedziona trwałością. Po pierwszych testach pomyślałam wręcz, że coś ze mną nie tak, tak szybko ten zapach uciekał mi ze skóry.
OdpowiedzUsuń