piątek, 31 stycznia 2014

Maliny + kakao część II: żel Original Source

   Nie tak dawno prezentowałam Wam malinowo-kakaowy balsam do ciała z Yves Rocher (TEN), który poza fajnymi właściwościami pielęgnacyjnymi posiada fenomenalny zapach. Idąc za ciosem dokompletowałam do niego żel pod prysznic Original Source Raspberry & Cocoa.


   Przyznam się, że kocham żele tej marki i używałam już prawie wszystkich wariantów, mają cudowne zapachy, gęstą konsystencję i oparte są na naturalnych ekstraktach. Raspberry & Cocoa pochodzi z limitowanej edycji na tegoroczną zimę, oprócz niego mamy jeszcze Mandarynkę z Bazylią.
   Niestety, jest to pierwszy żel Original Source, który mnie rozczarował. Wbrew moim oczekiwaniom nie wywołuje "efektu MNIAM", chyba, że ktoś ma apetyt na owocową landrynkę, produkowaną w latach 90'. Zapach jest słodki i ulepowaty, osobiście nie czuję tam ani odrobiny kakao. Konsystencja także wydaje mi się inna niż w pozostałych żelach tej firmy, rzadsza. Sam żel słabo się pieni, dlatego nalewam go dużo na myjkę, w ciągu tygodnia codziennego prysznicowania dwie osoby zużyły ponad połowę butelki, więc wydajność nie jest jego mocną stroną. Poza tym działa w porządku, nie wysusza, ani nie uczula. Bardzo podoba mi się jego etykieta z ludowymi kogutkami :) Zawiera naturalne ekstrakty z kakaowca i malin, dość wysoko na liście składników, więc powinny być w sporawej ilości.
  Ogólnie nie jest to zły produkt, a jego zapach na pewno ma spore grono fanek, jeśli jednak chcecie znaleźć naprawdę genialna malinę w Original Source to polecam gorąco żel Raspberry & Vanilla Milk.



poniedziałek, 27 stycznia 2014

Nowa kolekcja bielizny Kinga: Queen Street

   Tym razem nie o kosmetykach, woskach, czy perfumach. Oto kolejna moja faza - bielizna marki Kinga. Kocham ich komplety za oryginalne wzornictwo, dbałość o szczegóły, świetną jakość oraz wygodę. Mam kilka kompletów i ze wszystkich jestem zadowolona (ok, biustonosz Baccarat trochę nie trzyma rozmiaru, ale jest śliczny). Ostatnia kolekcja Fashions Night mnie nie zachwyciła, moim zdaniem była najsłabszą od kilku lat, monochromatyczna i nudna, dlatego już wypatrywałam kolejnej. Wczoraj zobaczyłam zdjęcia kompletów z kolekcji Queen Kinga Street (inspirowana ulicami Londynu), która powoli pojawia się na stronie producenta i pomyślałam jedno... pójdę z torbami! Chciałabym mieć niemal wszystkie komplety. Widać w nich odbicie nadchodzącej wiosny, są kolorowe, niektóre bardzo eleganckie, jak zwykle seksowne. Wybrałam 12 zestawów, które najbardziej przypadły mi do gustu. Miłego oglądania ;)


niedziela, 26 stycznia 2014

Yankee Candle - Coconut Vanilla

   Od kiedy na zewnątrz zrobiło się biało i wszystko pokryte jest śniegiem, zaprzyjaźniłam się ze słodkimi, jedzeniowymi zapachami, które wprowadzić mają ciepła i błogą atmosferę w domu. Mam całą masę nieotwartych wosków pachnących wanilią, czekoladą, piernikiem, czy rumem, które czekały na prawdziwą zimę. Dzisiejszy wybór inspirowany był próbką balsamu do ciała, którą dawno temu dostałam jako gratis do zakupów. Odpaliłam Kokos z Wanilią.


   Zapach pochodzi z serii Home Classics. Kokosa w nim bardzo mało, został zdominowany przez wanilię, albo raczej syntetyczną wanilinę, ponieważ zapach jest straszliwie sztuczny, podobny do kiepskiej jakości proszku do sporządzenia budyniu waniliowego. W tym przypadku na szczęście jest słabiutki, mało intensywny, nie roznosi się poza jeden pokój, dlatego nie jest w stanie nikogo udusić. Nie ma się o czym rozpisywać, klapa. Mam nadzieję, że w Coconut Bay odnajdę fajny kokos.

Demeter FL - Egg Nog

   Wychodząc w ten mroźny, zimowy dzień do pracy miałam ochotę pachnieć czymś słodkim i przytulnym, co pozwoli zapomnieć o chłodzie i da uczucie komfortu. Wybór padł na "spożywczy" zapach z Zapachowej Biblioteki Demeter, a konkretnie Egg Nog.

Demeter Fragrance Library  - Egg Nog

   Egg Nog to napój na bazie mleka i żółtek jaj z dodatkiem cynamonu, gałki muszkatołowej i wanilii. Czasami dodawany jest do niego alkohol np. rum, czy whisky. Popularny jest w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, gdzie często gości na wigilijnym stole.
   W wodzie Demeter najbardziej wyczuwalny jest cynamon, potem mleko. Kocham mleczna nutę w perfumach, a ten zapach wybitnie kojarzy mi się z ajerkoniakiem. Trochę się przy nim rozpływam, jest taki otulający, kremowy, rozleniwia, więc użycie go do pracy było nienajlepszym posunięciem. Jak na wodę kolońską trzyma się nieźle, tym razem Demeter dobrze się spisali (z intensywnością i trwałością ich wód bywa różnie, w większości są słabe i można porównać je do mgiełek, są jednak wyjątki jak np. świetny Chai Tea), niektóre edt, których używałam były mniej trwałe.


sobota, 25 stycznia 2014

Malinowe delicje, czyli balsam Yves Rocher Cocoa & Raspberry

   Niesamowicie lubię limitowanki Yves Rocher, szczególnie te na sezon zimowy. Nie wszystkie są równie udane, ale kiedy jesienią zobaczyłam zapowiedź Collection Cacao wiedziałam, że kilka produktów z tej linii stanie się moimi must have. Kolekcja składa się z trzech linii, mamy Kakao z Maliną, Kakao z Pistacją oraz Kakao z Pomarańczą. W każdej z linii znajdziemy m. in. balsam do ciała (nie występuje w wersji pomarańczowej jeśli mnie pamięć nie myli), żel pod prysznic, krem do rąk, balsam do ust i mydło w płynie. Ja kupiłam balsamy do ust z pistacją (cienias) i pomarańczą (jeszcze nieotwierany), a także balsamy malinowy i pistacjowy.


Pistacjowy balsam czeka sobie na swoją kolej, malinowy zużyty już w połowie i to o nim Wam dziś napiszę.

Yves Rocher - Collection Cacao: Cacao & Framboise / Cocoa & Raspberry Body Lotion

   Balsam mieści się w plastikowej butelce o pojemności 300 ml. Bardzo podobają mi się etykiety całej tej serii, z owocami przysypanymi kakao, w brązowo-złotej tonacji, aż miło się na nie patrzy. Nie tylko patrzenie na ten produkt, ale także jego używanie to czysta przyjemność. Zapach jest wręcz zniewalający, kto zna ciastka Delicje z malinową galaretką w mig pojmie o czym mówię. Pyszne, soczyste maliny zerwane z krzaczka, posypane niewielką ilością cukru plus czekolada. Nie bez powodu na tylnej etykiecie znajduje się informacja, że produkt nie jest przeznaczony do spożycia :) Ten cudowny aromat utrzymuje się na skórze jeszcze długo po aplikacji.
  Tak właściwie produkt ten został nazwany mleczkiem, a nie balsamem, dlatego wyobrażałam sobie jego konsystencję jako rzadką. Okazało się, że balsam byłby lepszym określeniem niż mleczko gdyż jest dość gęsty (na szczęście, bo nie lubię takich wodnistych smarowideł do ciała), mimo to szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej, czy lepkiej warstwy. Skóra po jego użyciu jest porządnie nawilżona, czuje komfort i  ten efekt utrzymuje się naprawdę długo. Produkt nie zawiera parabenów. Ja jestem z niego bardzo zadowolona i mogę szczerze go polecić.

sobota, 18 stycznia 2014

Niecierpliwie czekam na... czyli zbliżające się premiery perfum

   Dziś post zapowiadający pojawienie się kilku ciekawych dla mnie nowości zapachowych w pierwszej połowie tego roku. Już tak mam, że lubię się napalić na coś po samym opisie, niekiedy okazuje się to wielkim rozczarowaniem lub kończy się wielką miłością, chciałabym aby te 3 zapachy pozytywnie zaskoczyły i wylądowały w moim koszyku, który już Wam kiedyś pokazywałam. Żadna propozycja nie jest niszowa, od pewnego czasu znów bardziej kręci mnie mainstream.

Balmain - Extatic

   Zawsze okrutnie podobał mi się styl ciuchów od Balmain, idealnie skrojone spodnie rurki i cygaretki, kurtki i marynarki, dlatego nie da się ukryć, że zapach zaciekawił mnie już przez samego producenta, który zapewne i tak nie miał nic wspólnego z tworzeniem zapachu ;) Perfumy mają być orientalno-kwiatowe, czyli coś w sam raz na jesień i zimę. W nucie głowy różą, gruszka i osmantus, w nucie serca orchidea, irys i jaśmin (jeden z moich ulubionych składników), skóra (uwielbiam w perfumach!), drewno i drzewo sandałowe w bazie. Data pojawienia się na rynku: styczeń 2014, więc gdzieś już pewnie można go dorwać, muszę się zacząć rozglądać.



Elie Saab - L'Eau Couture

   Elie Saab Le Parfum to jeden z moich ukochanych zapachów, podoba mi się w każdej wersji, jest mega kobiecy i bardzo trwały. Wiosenna wersja mojego ulubieńca zapewne także mi się spodoba, zakładam z góry ;) Skład ma bardzo prosty, w jego skład wchodzą kwiat pomarańczy (me gusta ^^), migdały (ich dodatek może być interesującym akcentem) oraz wanilia. Perfumy są już ponoć gdzieniegdzie dostępne, osobiście jeszcze nigdzie nie widziałam, ale czekam z ogromną nadzieją, że mnie nie zawiodą.




Escada - Born in Paradise

   Fanką sezonówek Escady nigdy nie byłam, ot takie niewyszukane, słodkie zapachy dla nastolatek. Po przeczytaniu zapowiedzi BiP pomyślałam jednak, że mogłabym się pokusić o taki owocowy zapach na lato. W nutach zapachowych znajdziemy kokosa, arbuza, guawę i ananasa, czyli energetyczny koktail egzotyczny. Do tej pory latem używałam Eau Pure Biothermu, ale to bardziej mgiełka, ciągnie mnie do jakiś infantylnych owocków, których zapach poprawia humor od samego rana. Widziałam, że BiP jest już dostępny np. w Niemczech i Finlandii, więc pewnie wkrótce dotrze i do naszego kraju.

Macie w planach kupno nowych perfum czy jesteście przywiązane do konkretnych zapachów i nie lubicie ich zmieniać?


Oparte na informacjach z fragrantica.com

wtorek, 7 stycznia 2014

Dom pachnący czekoladowym sernikiem

   Dzisiaj krótka notka o moim zapachowym objawieniu w postaci wosku Kringle Candle Company Brownie Cheesecake. Jeśli lubicie słodkie i apetyczne zapachy roznoszące się po Waszym domu lub mieszkaniu, ta propozycja na pewno się Wam spodoba.


   Zapach jest tak autentyczny, że aż ślinka cieknie na myśl o puszystym, pysznym serniku oprószonym warstwą startej czekolady. Dominuje słodycz czekoladowej warstwy, ale pozwala się przebić aromatowi ciasta i cukru. Nie jest mdły, ani drażniąco słodki, właśnie dzięki nucie mlecznej czekolady. To jeden z moich ulubionych wosków z Kringle, jest bardzo intensywny, 1/5 tarty wypełnia u mnie ok. 3 pomieszczenia i tak naturalny, że można pomyśleć wchodząc do domu, że właśnie wyjęto z piekarnika ten smaczny wypiek.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Masło ze Starej Mydlarni

   Jakiś czas temu natknęłam się w Douglasie na kosmetyki Stara Mydlarnia, bardzo spodobały mi się ich zapachy, więc od razu powędrowałam do kasy z żelem pod prysznic z mandarynką oraz dwoma masłami do ciała: Wellness i Bergamot & Kumquat. Dwa pierwsze produkty już dawno zużyte, dlatego dziś przedstawię Wam ten trzeci.

Bergamot & Kumquat Body Butter - Stara Mydlarnia

   Produkt ten zawiera masło shea oraz witaminy E i B5 (d-pantenol), producent chwali się też umieszczeniem w nim substancji pochodzenia naturalnego z certyfikatem Ecocert. Patrząc na skład dojrzymy również parafinę na drugim miejscu. Umieszczone zostało w plastikowym słoiczku pojemności 250 ml, zakręcanym metalową zakrętką.
   Konsystencja masła jest bardzo zbita i gęsta, przyjemnie się je nakłada i rozsmarowuje. Jest przy tym naprawdę wydajne, już niewielka ilość pozwala na dokładne pokrycie ciała. Masło nie powoduje wrażenia lepkości, pozostawia na skórze cienki film, który nie jest tłusty i nie daje uczucia dyskomfortu, należy jednak chwilę odczekać aż się wchłonie.


   Pod względem działania masło to jest rewelacyjne. Polecam szczególnie na zimę, kiedy nasza skóra jest najbardziej przesuszona, ponieważ doskonale ją nawilża i regeneruje. Pomimo dużej zawartości parafiny nie jest ono ciężkie, raczej nie zapycha porów np. na dekolcie, skóra jest po nim mięciutka, fajnie napięta. Zawsze miałam problem z przesuszonymi łydkami i ten produkt okazał się dla nich lekarstwem. 
   Podoba mi się również energetyczny zapach masła, herbaciano-cytrusowy, taka herbata earl grey z dodatkiem skórki kumkwatu, pobudza i wprowadza w dobry nastrój po kiepskim dniu. Mało intensywny aromat (tego mogę się przyczepić, bo tak ładny zapach mógłby być nieco mocniejszy) powoduje, że nie trzyma się on zbyt długo na skórze. Dla niektórych to plus, bo nie przyćmi zapachu perfum, jeśli po aplikacji gdzieś się wybieramy, ja jednak lubię jak zapach balsamów się trzyma, szczególnie jeśli po kąpieli kładę się spać ;)
Na koniec skład (może uda się Wam odczytać):


Macie ulubione masła do ciała? A może kochacie kultowe The Body Shop?

sobota, 4 stycznia 2014

Denko grudzień 2013

   Witam Was w nowym roku! Mam nadzieję, że wszystkie smutki zostawiliście w starym, a w nowy wchodzicie z nowymi nadziejami i planami :) Dziś pora podsumować grudniową akcję wykończeniową.


1 - Szampon Gliss Kur (Schwarzkopf) Marrakesh Oil & Coconut  - szampon przeznaczony do włosów normalnych i zmęczonych. Do zakupu zachęcił mnie przede wszystkim cudowny, orientalny zapach. Dawno temu Timotei albo Garnier miał serię z macadamią, która pachniała podobnie, uwielbiałam tamten zapach, więc kiedy powąchałam tego Gliss Kura, od razu capnęłam szampon i odżywkę. Aromat jednak nie jest najważniejszy, a jak się okazuje jest największym atutem tego produktu. Szampon nieco obciąża włosy i na drugi dzień po myciu wydają się lekko nieświeże. W dotyku są miękkie i ładnie błyszczą.
4/5

2 - Odżywka Gliss Kur (Schwartzkopf) Marrakesh Oil & Coconut - bardzo dobry produkt, pachnie obłędnie (o czym już pisałam w pkt 1), włosy po jej użyciu są miękkie, wygładzone, sypkie i lśniące. Nie obciąża. Zauważyłam, że moje suche końcówki lepiej się prezentują.
4/5
3 - Migdałowe mleczko do mycia ciała Lirene - jak dla mnie nic specjalnego. Producent pisze o aromacie migdała i kokosa, a ja ani kokosa, ani tym bardziej migdała nie czuję. Zapach jest słodko-mydlany, bliżej mu do wanilii, nie jest zły, jednak odrobinę mulący. Żel jest kremowy, biały, dość gęsty, bardzo dobrze się pieni, nie wysusza skóry. Występuje wyłącznie w butelce o pojemności 400 ml.
3,5/5

4 - Peeling do ciała Tutti Frutti Jeżyna & Malina Farmona - lubię te małe peelingi Farmony za podróżny format, rewelacyjne zapachy oraz duże, dobrze ścierające drobinki. Poprzednio używałam wersji wiśniowo - porzeczkowej, jednak zapach owoców leśnych podbił moje serce, jest intensywny i unosi się w łazience jeszcze jakiś czas po zakończeniu kąpieli. Scrub ściera dość mocno, ale nie podrażnia skóry. Polecam gorąco :)
5/5

5 - Balsam do ciała Morela & Masło shea z serii Naturals Avon - zarzekałam się, że już nie kupię balsamu z tej serii, dawniej były super, jednak ostatnio strasznie się skiepściły, tyle, że miałam fazę na morelowe zapachy i postanowiłam go nabyć. Balsam ma przyjemną konsystencję, trochę jak mleczko, łatwo i przyjemnie się rozprowadza. Słabo sobie radzi z nawilżaniem, zdarzało mi się po wchłonięciu pierwszej warstwy dokładać miejscowo drugą w nadziei, że poczuje większy komfort lecz bezskutecznie. Skóra nie była ani bardziej miękka, ani bardziej gładka. Zapach to już totalna porażka, w opakowaniu nie powala, a po nałożeniu na ciało czuć sama chemię.
2/5

6 - Odżywka Nail Tek II przeznaczona do miękkich i rozdwajających się paznokci - od jakiegoś czasu miałam problem z rozdwajającymi się paznokciami i ta odżywka bardzo mi pomogła. Codziennie nakłada się jedną warstwę, nie zmywając poprzedniej, tak przez 7 dni. Potem zmywamy całość (choć wcześniej część tej skorupy sama odchodzi) i zaczynamy zabawę od nowa. Odżywka bardzo szybko schnie, denerwowało mnie jedynie to nieestetyczne odchodzenie jej kawałków, kiedy warstwa na paznokciu robiła się coraz grubsza (koło 4-5 dnia). Warto jednak się poświęcić dla efektu. Po 3 tygodniach moje paznokcie bardzo się wzmocniły, ich powierzchnia zrobiła się gładka, mniej się rozdwajały, choć problem całkowicie nie zniknął.
4/5

7 - Zmywacz do paznocki Nail Art Essence - niezły, ale do ulubionej Isany mu daleko. Zmywacz nie zawiera acetonu i jest polecany do zmywania zdobień i brokatów. Z tymi ostatnimi miałam problem, ponieważ preparat nie jest bardzo mocny, trzeba się trochę natrzeć, mocnonapigmentowane lakiery rozciera po palcach. Warto go jednak wypróbować, bo nie wysusza paznokci jak niektóre zmywacze i za to go polubiłam.
4/5

8 - Woda toaletowa Pomme Delice Yves Rocher - zimowa limitowanka z 2012 r. Zapach karmelizowanego jabłka, nie za słodki, trochę kwaskowy, na jesień i zimę po prostu śliczny. Wody z tej serii YR mają jednak to do siebie, że są nietrwałe i bliżej im do mgiełek (choć Morela długo się trzyma), szkoda bardzo bo zapach polubiłam i szkoda mi było ostatnich kropli.
3,5/5

9 - Tusz Lash Architect 4D L'Oreal - początkowo go nie lubiłam, był za rzadki, sklejał rzęsy. To była miłość od drugiego wejrzenia użycia :) Słyszałam już, że tusze L'Oreala muszą trochę podeschnąć by pokazać wszystkie swoje zalety, w przypadku Architecta było to trafione określenie. Kiedy wróciłam do niego po ok. 2 miesiącach od pierwszego otwarcia, oszalałam na jego punkcie. Tusz pięknie pogrubia rzęsy bez sklejania, a na tym zależy mi w tuszach najbardziej, nie osypuje się, super wydłuża. Ideał :) Ja jednak nie jestem wierna maskarom i już kupiłam innego L'Oreala. Na razie "podsycha" ;)
4,5/5

Miałyście któryś z tych produktów? Może polecacie jakieś lepsze w tych kategoriach? A może kochacie te, które mi nie przypadły do gustu?