Ostatnio strasznie się zapuściłam w pisaniu, ale mam już dla Was przygotowany ciekawy post o lakierach pewnej marki, pełen kolorowych zdjęć. Tymczasem pora na spore, żeby nie powiedzieć wielkie jak na mnie denko marca. Cieszy mnie tyle zużyć, bo zapasy kosmetyków niemal wychodzą mi już z szafki i trzeba włączyć je w tryb ON.
Higiena twarzy i ciała:
1 -Original Source - żel pod prysznic Wild Berries. Ostanie edycje limitowane żeli OS rozczarowały, Wild Berries przerywa złą passę. Zapach w klimacie landrynek o smaku owoców leśnych przeniósł mnie wspomnieniami do dzieciństwa. Żel dobrze się pienił i nie wysuszał.
5/5
2 - Avon - Senses żel pod prysznic Spicy Moroccan Delights. Przeczytałam w katalogu "kadzidło i drewno tekowe", więc napaliłam się na niego jak szczerbaty na suchary. Zapach żelu okazał się słodki i mało wyszukany, ale przyjemny, pa próżno jednak doszukiwać się w nim wspomnianych aromatów. Żel lekko wysusza skórę.
3/5
3 - Avon - Solutions pianka do mycia twarzy. W tym przypadku Avon mile zaskoczył, pianka była wydajna, nie podrażniała skóry ani oczu i dobrze zmywała zanieczyszczenia. Chętnie do niej kiedyś wrócę.
5/5
4- Kamill - żel pod prysznic Mleczko Rabarbarowe. Fajny, świeży zapach, niezła wydajność, a do tego śmieszna cena. Polecam choćby przetestować.
4/5
5 - Bath & Body Works - mydło Winter Candy Apple. Mydło w żelu, zawierające peelingujące drobinki, kulejące niestety pod względem stosunku wydajności do ceny, nadrabiające ten uszczerbek obłędnym zapachem kandyzowanych jabłek.
6 - Yves Rocher - dwufazowy płyn do demakijażu oczu Pur Bleuet. Chwalony przez wiele blogerek płyn dla mnie okazał się niewypałem. Musiałam wielokrotnie pocierać oczy, aby domyć makijaż. Z pokorą wracam do Ziaji :)
2/5
7 - Avon - dezodorant w kulce Smooth & Gentle. Kulek używam wyłącznie na noc po prysznicu, dlatego nie napiszę, czy ta skutecznie chroni przed potem. Ważne, że nie podrażnia skóry, a rano budzę się z suchymi pachami. Zapach ledwie wyczuwalny i delikatny.
5/5
8 - Lirene - tonik Wybielanie. Tonik redukujący przebarwienia z kwasem migdałowym okazał się wyjątkowo łagodny, chyba aż za bardzo, bo nie zauważyłam efektu wyrównania kolorytu skóry i wróciłam do kremu Pharmaceris z kwasem. Preparat mnie nie uczulił i nie podrażnił, ma przyjemny cytrusowy zapach.
3/5
Włosy:
9 - Garnier - Ultimate Blends odżywka z olejem kokosowym i masłem kakaowym. Nic specjalnego, nie zauważyłam po niej spektakularnego wygładzenia moich cienkich włosów, dalej się one elektryzują jak szalone. Mimo "ciężkiego" składu odżywka nie obciąża włosów.
3,5/5
10 - Batiste - suchy szampon Wild. Mój nr 1 wśród wariantów zapachowych Batiste. Słodkawy i z pazurem, działanie rewelacyjne, choć nieco bielił włosy jak to szampony tej marki mają w zwyczaju. Lepszy niż wiśniowy, kwiatowy czy orientalny.
5/5
11 - Sylveco - Odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany. Mój wielki hicior i jedno z największych odkryć z ShinyBox. Pełna recenzja TUTAJ .
5/5
Pielęgnacja:
12 -Yves Rocher - balsam do ciała Poire Caramel. Kosmetyk pochodził z zimowej edycji limitowanej, cudownie pachniał karmelizowana gruszką, ekspresowo się wchłaniał i nawilżał w miarę przyzwoicie, choć mocarnego nawilżacza należy szukać gdzieś indziej.
4,5/5
13 - Avon - krem do stóp z orzechem macadamia. Jeden z lepszych kremów do stóp jakie miałam, gęsty w porównaniu z większością avonowych stoponawilżaczy, o obłędnych zapachu pieczonego orzecha. Szybko się wchłaniał nie pozostawiając tłustego filmu, więc od razu po użyciu można było wskakiwać w kapciuchy, a skóra po jego użyciu była miękka i wygładzona.
4,5/5
14 - Yves Rocher - mleczko do ciała Expert Reparation. Dość tłuste mleczko z masłem shea, którego ja używałam jako kremu do rąk. Kosmetyk świetnie wygładzał skórę, ale długo się w nią wchłaniał.
3,5/5
15 - Avene - Clean-Ac. Krem nawilżający i regenerujący do cer z problemami. Z początku się nie polubiliśmy, krem spowodował wysyp podskórnych grudek i musiałam go odstawić. Po jakimś czasie dostał drugą szansę i tym razem nie zawiódł. Nie zapchał porów i dogłębnie nawilżył, stosowałam go natomiast tylko na noc, więc nie wiem jak sprawdza się pod makijaż.
4/5
16 - The Body Shop - masło do ciała Pomme Glacee / Kandyzowane Jabłko. Klasyk. Masła TBS działają rewelacyjnie, różnią się przede wszystkim zapachem - jabłkowy okazał się jednym z lepszych jakie poznałam, a miałam już niemal wszystkie masełka tej marki. Owowcowo-słodki aromat bardzo długo utrzymywał się na ciele, podobnie jak efekt regeneracji naskórka.
5/5
17 - Inspire / Beauty Face - Intelligent Skin Therapy serum z kolagenem. Produkt ten był tak rewelacyjny, że długo nie zagrzał miejsca w mojej łazience, bo skutecznie podbierała mi go mama. Aplikowałam dwie krople na noc i rano budziłam się z gładziutką i rozświetloną skórą. Serum dostałam w jednym z pudełek ShinyBox.
5/5
Makijaż:
18 - Colour Alike - Marchewkowe Pole. Pierwszy lakier Colour Alike jaki kupiłam i to od niego zaczęła się moja miłość do marki. 453 to intensywna pomarańcza ze srebrnym shimmerem. Idealne krycie po 2 warstwach i szybkie schnięcie.
5/5
19 - Mariza - Pomarańczowy peeling do ust. Kolejna perełka z Shiny i kolejny kosmetyk podkradany przez mamitę mą. Soczyście pachnący i słodki w smaku peeling szybko znikał z ust pozostawiając na nich warstewkę olejku.
4,5/5
20 - L'Oreal - Volume Million Lashes Excess. Musiałam się z nim oswoić, bo na początku strasznie sklejał rzęsy, ale po podeschnięciu okazał się niezastąpiony. Więcej w RECENZJI .
4,5/5
21 - E.L.F. - balsam do ust Candy Shop. Używałam go odruchowo, bo leżał przy komputerze, w działaniu przeciętniak, ale ładnie nabłyszczał wargi tworząc baby look.
4/5
Zapachy:
22 - DV Beckham - Intimately Yours. Brana w ciemno woda toaletowa okazała się być strzałem w dziesiątkę i ideałem na jesień i zimę. Ciepły i zmysłowy kwiatowy zapach, który bardzo długo utrzymuje się na skórze.
4,5/5
23 - Puma - Time to play dezodorant. Duszący i wiercący w nosie śmierdziuch, dobrze, że dostałam go do zakupów bo bez sentymentu zużyłam go jako odświeżacz do szafy i pokoju.
2/5
24 - Givenchy - Ange ou Demon le secret elixir. Cięższa, ale równie udana wersja klasycznego AoDLS, bardzo kobieca i elegancka.
4/5
25 - Rihanna - Rogue. Prześliczna, łagodniejsza i tańsza wersja Bottegi Venety, ale równie trwała. Poluję na flakon!
5/5
Mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna, bo w końcu więcej kosmetyków zużyłam, niż kupiłam. Oby tak dalej.
Jakie ja mam zaległości :/ Ale Twoje denko za to ogromne :D
OdpowiedzUsuńZapachem Rihanny mnie zainteresowałaś! :)
OdpowiedzUsuńSpore denko,
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam ten szampon Batiste
też uwielbiałam jabłkowe TBS:)
OdpowiedzUsuńWow :D chciałabym kiedyś pochwalić się takimi zużyciami :)
OdpowiedzUsuńNie znam żadnego z tych kosmetyków. Również lubię lakiery CA ;)
OdpowiedzUsuńDuże denko :)
OdpowiedzUsuńDla mnie akurat batiste wild ma zbyt duszący zapach, ale masełko jabłkowe tbs i karmelizowana gruszka z yr to moi ulubieńcy :)
A krem do stóp makadamia mam, ale jeszcze nie używałam ;)
Właśnie kilka dni temu zakupiłam tą wersje Batiste i już lubię zapach :D
OdpowiedzUsuńtego szamponu z Sylveco to ja nie polubiłam, ale za to żel z OS jak najbardziej. ładnie Ci poszło :)
OdpowiedzUsuńmascare mam i nawet ja lubie, batiste uwielbiam
OdpowiedzUsuńMiałam ten żel Kamil, cudo... długo utrzymuje się zapaszek na skórze :)
OdpowiedzUsuńNa moim blogu pojawiło się rozdanie, jeśli byłabyś zainteresowana to zapraszam do wzięcia udziału :)
wow ile tego :)
OdpowiedzUsuńFajne denko :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie Ci poszło :) Uwielbiam zapach tego gruszkowego mleczka do ciała YR :)
OdpowiedzUsuń