Pewnie większość z Was używała już kosmetyków tej polskiej marki, które produkowane są na bazie ekstraktów roślinnych. Niejednokrotnie czytałam w necie peany pod ich adresem, aż w końcu w styczniowym ShinyBoxie znalazłam szampon i peeling Sylveco. Szampon akurat mi się kończył, więc ten szybko zajął jego miejsce pod prysznicem. Jak się sprawdził? Zapraszam do lektury.
Butelka skromna i ujmująca w tej skromności, wysoka i smukła, wykonana z ciemnego plastiku, opatrzona etykietą ze składowymi zbożami. W środku znajduje się 300 ml specyfiku, którego zapach kojarzy mi się z karmelkami o smaku herbaty z cytryną. Przyznam, że tenże zapach początkowo mnie drażnił, jednak idzie się do niego przyzwyczaić.
Odbudowujący szampon pszeniczno - owsiany jest hipoalergiczny, zawiera:
- hydrolizowane proteiny owsa (wiążą wodę, wykazują działanie ochronne, kondycjonujące i wzmacniające),
- hydrolizowane proteiny pszenicy (działają regenerująco, odbudowują zniszczone wnętrze struktury włosa, zapobiegają elektryzowaniu),
- olejek z trawy cytrynowej (reguluje wydzielanie sebum, działa antybakteryjnie, zapobiega łupieżowi, wzmacnia cebulki i stymuluje włosy do wzrostu),
- miód (silnie nawilża i zapobiega utracie wody, nadaje włosom gładkość i połysk), kwas mlekowy (pomaga utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia, pobudza skórę do regeneracji i wzmacnia jej barierę ochronną),
- panthenol (silnie regeneruje i nawilża skórę, wzmacnia i pogrubia włosy, nadaje im połysk oraz zapobiega rozdwajaniu się końcówek).
Do konsystencji mam uwagę, bo szampon mógłby być bardziej gęsty, ufam jednak, że formuła wynika z ekologicznego składu. Szampon nie zawiera SLS itp. dlatego pieni się słabiutko, z początku zużywałam go zbyt wiele, żeby stworzyć pianę, do jakiej przyzwyczaiły mnie szampony marketowe, z czasem jednak nauczyłam się wmasowywać go we włosy na tyle długo, by delikatna pianka powstała w odpowiedniej do umycia włosów ilości.
Powiem Wam szczerze, zakochałam się w tym produkcie! Przede wszystkim nie ma na mojej głowie śladu łupieżu, który pojawił się przy Garnierze pod koniec użytkowania. Może był to efekt złej diety bądź stresu, nie wiem, w każdym razie zapomniałam o nim odkąd używam Sylveco. Włosy są mięciutkie i lśniące, nie plączą się (aczkolwiek zawsze nakładam odżywkę lub maskę i nie wiem jaki byłby efekt bez ich użycia) i nie puszą. Te proteiny pszenicy natomiast nie sprawdzają się jak powinny, bo włosy mi się elektryzują, zobaczę jak to będzie po czapkowym sezonie zimowym, klima w pracy też zapewne robi swoje. Z natury włosy mam rzadkie i nie powstało jeszcze nic, co trwale by je zagęściło i uniosło od nasady, nie ma się co czarować, że ten szampon odmieni stan rzeczy i uczyni mój fryz bujnym, na szczęście nie działa odwrotnie i nie obciąża moich kłaków. Jeśli będę miała okazję, z wielką przyjemnością kupię kolejne opakowanie.
Jeszcze lecę ze składem - jest na prawdę porządny:
No tak, za skład bym dała plusik. Kiedyś się zdecyduję na ten szampon ;)
OdpowiedzUsuńSuper, że jesteś tak zadowolona :)
OdpowiedzUsuńNie używam produktów do włosów Garniera, bo zawsze mam po nich łupież ;)
OdpowiedzUsuńJa również się w nim zakochałam.Jest rewelacyjny. Może i drogi ale wart swojej ceny
OdpowiedzUsuńSzamponów z Sylveco nie lubię, za to ich żele do mycia twarzy i balsam do ciała są świetne ;)
OdpowiedzUsuńNie używałam oprócz żelu do mycia twarzy żadnego kosmetyku tej marki, ale ten szampon ciekawy :-)
OdpowiedzUsuńZapraszam na konkurs - do wygrania śliczna bransoletka ChouChou
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja niestety ostatnio zawiodłam się na Sylveco - krem rokitnikowy przesuszył mi skórę :(
OdpowiedzUsuńBędę miała na oku, wygląda ciekawie a i produkty Sylveco chodzą za mną już dłuższy czas :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze nic tej firmy ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń